Lucy Snowe to młoda kobieta szukająca zatrudnienia. Kilka lat swojej młodości spędziła u matki chrzestnej, pani Bretton, która była jej bardzo bliska. W jej domu poznała małą Polly rozpaczającą po wyjeździe ojca i Grahama, syna pani Bretton, którzy byli jednymi z jej nielicznych przyjaciół. Po pewnym czasie mieszkania u rodziny i opiekowania się starszą panią, wyrusza do Londynu, jednak szybko widzi, że to nie miejsce dla niej. Los kieruje ją do małego miasteczka w Europie – Villette, gdzie panna Lucy otrzymuje posadę nauczycielki. Tam jest świadkiem wielu dziwnych i tajemniczych rzeczy, przeżywa miłości oraz zmaga się z nieposłusznymi uczennicami i osobliwymi zachowaniami chlebodawczyni.
Charlotte Brontë to angielska pisarka i poetka XIX wieku. Jest najstarszą z sióstr Brontë, których powieści są klasykami literatury angielskiej. Napisała cztery książki: „Dziwne losy Jane Eyre”, „Shirley”, „Villette” oraz „Profesora”. Wszystkie ukazały się w Polsce.
Po raz pierwszy miałam do czynienia z panią Charlotte, ale wcześniej czytałam także jedno dzieło Anne Brontë, które bardzo mi się spodobało. W końcu mogłam poznać jeden ze wspaniałych klasyków, o których tak wiele się mówi. Uwielbiam epokę wiktoriańską, a dzięki tym książkom mogę poznać ją bliżej. Teraz po raz drugi przekonałam się, dlaczego powieści sióstr Brontë są takim fenomenem. I na pewno nie po raz ostatni.
„Villette” czytało się raz lepiej, raz gorzej. Było naprawdę różnie. W jednym momencie lektura bardzo mnie intrygowała i wciągała, a w innym mnie nużyła i traciłam chęć do czytania. W środku książki był taki moment, że nie mogłam dalej przez nią przebrnąć, ale kiedy wydarzyło się coś ciekawego i powrócili moi ulubieni bohaterowie, nie mogłam się od niej oderwać.
Pannę Lucy bardzo polubiłam. Na szczególne uznanie zasługuje jej silny charakter. Nie zniechęcała się szybko, dzięki czemu udawało jej się osiągnąć to, co chciała. Nigdy nie sprzeciwiała się swojej chlebodawczyni, choć jej sposoby na poznanie pracowników były dziwaczne i niezbyt godne. Jednak niektórych jej zachowań nie rozumiałam i w nielicznych sytuacjach mnie irytowała. Doktor John i panna Paulina stali się moimi ulubionymi postaciami i losy tych dwóch bohaterów śledziłam ze szczególnym zainteresowaniem. Mogę nawet stwierdzić, że ich pokochałam i teraz, po skończeniu lektury, tęsknię za nimi, jak nawet za Lucy nie tęsknię.
Przemyślenia głównej bohaterki mnie nużyły. Owszem, niektóre czytałam z prawdziwym zainteresowaniem, ale część zanudzała mnie i zniechęcała do czytania. Było ich bardzo dużo, co spowalniało przebieg akcji., jednak rozumiem, że siostry Brontë lubiły je i bez wewnętrznych przeżyć Lucy to nie byłoby to samo.
Jak już wcześniej wspominałam, najbardziej przypadł mi do gustu wątek z doktorem Johnem, a później także panną Pauliną. Żałuję, że Charlotte tak mało poświęciła im stron, ja mogłabym przeczytać na ich temat całą książkę.
Podsumowując, „Villette” bardzo mi się spodobało, a zarazem nie dorównało książce Anne, jaką czytałam kilka miesięcy temu. Mam nieco mieszane uczucia w stosunku do tego dzieła, niemniej serdecznie je polecam. Nie jest to lekka lektura na kilka wieczorów. Mam nadzieję, że inne powieści Charlotte spodobają mi się jeszcze bardziej.
Moja ocena: 7/10