Niektóre książki zachwycają nas fabułą, rozbudowanym uniwersum lub wybitną kreacją bohaterów, a inne… po prostu przyjemnie się czyta. I tak właśnie jest w tym przypadku.
Nikt nie marzy o wakacjach, tak jak Jess. Nie może się doczekać żeby wreszcie odciąć się od problemów, uciec przez matką alkoholiczką i odpowiedzialności od opieki nad młodszą siostrą i zwyczajnie w świecie, zrelaksować się.
Dlatego kiedy wyrusza wraz ze swoją przyjaciółką Robyn, jej chłopakiem Cameronem i przyjacielem Joshem na obóz wakacyjny, ostatnim o czym myśli są problemy, komplikacje i… płeć przeciwna. Wszystko się zmienia za sprawą przystojnego chłopaka, który ma więcej tajemnic niż Jess jest w stanie zliczyć. A po za tym… No cóż. Nie ukrywajmy, że daleko mu do człowieka.
Domyślacie się już w którym kierunku zmierzamy. Tak, typowa młodzieżówka z wątkiem paranormalnym. Dość naiwnym jeśli mam być szczera, lecz jednocześnie szalenie uroczym.
Zdecydowanie nie będzie to powieść dla osób, które oczekują “więcej” i “lepiej”. Sam pomysł na fabułę bardzo mi się spodobał i pomimo wielu niedociągnięć, do których zaraz przejdę, świetnie się przy niej bawiłam. Po prostu. To typowa książka przy której można zrelaksować się, odpocząć, pośmiać, spędzić kilka przyjemnych chwil. Styl niezwykle prosty w odbiorze, doskonale nada się już dla młodszego czytelnika i sądzę, że to właśnie nieco młodsi odbiorcy będą się przy niej najlepiej bawić.
Fabułę śledziłam z dużym zainteresowaniem, ciekawiły mnie ich losy i wyczekiwałam kolejnych “smaczków” nawiązujących do mitologii greckiej. A takich jest całkiem sporo. Odnalazłam również swoich faworytów w postaci Apolla - który był najlepiej wykreowaną postacią! -jak również Ateny i jednej z przyjaciółek głównej bohaterki, Leah. Żałuję tylko, że nasza Jess nie słuchała częściej jej rad, bo dziewczyna mówiła z sensem.
Jednak pomimo licznych plusów, powieści daleko od ideału i wobec pewnych wad nie mogłam przejść obojętnie. Bardziej śmieszyło mnie niż denerwowało zachowanie nieśmiertelnych bogów, jak np. Hermesa, któremu daleko było od powagi potężnej istoty, a raczej porozumiewał się młodzieńczym slangiem. Było to o tyle interesujące, że sam przyznał, że bogowie mogą zejść na ziemie raz na sto lat, skąd więc nauczył się takiego języka? Nie mamy pojęcia.
Natomiast już tym co mnie naprawdę drażniło było zachowanie przyjaciółki głównej bohaterki, Robyn, która w kilka minut pogardziła wieloletnią przyjaźnią, a nawet związkiem ze swoim chłopakiem, byleby uganiać się za nową “zdobyczą”. Nie rozumiałam również czemu ludzie wokół akceptują jej zachowanie, zamiast porządnie nią potrząsnąć.
Niestety błędów w rozumowaniu bohaterów, nielogiczności ich zachowań było na pęczki. Dodatkowo pojawił się nieco śmieszny, choć nawet ciekawy motyw, jakoby Prometeusz walczył z Zeusem o swoją śmiertelność “zakładem”, w którym… miałby przez 6 tygodni uwodzić dziewczynę, a gdyby ona jego zalety odrzuciła, stałby się człowiekiem. Niestety w trakcie czytania nieco się pogubiłabym w tym i mam wrażenie, że sama autorka zapomniała o co właściwie miało chodzić. Zabrakło mi jasnego wyjaśnienia na końcu, co się właściwie wydarzyło.
A pomimo tych wszystkich wad, nieścisłości, logicznych braków w zachowaniu bohaterów i małych absurdów… chce przeczytać drugi tom! Ba, nie mogę się doczekać aż się za niego zabiorę! Ponieważ była to historia na tyle intrygująca i wciągająca, że jestem ciekawa dalszego ciągu. Będzie to moje malutkie “guilty pleasure”, do którego wrócę z przyjemnością.