"Bo czasami koniec okazuje się być początkiem...."
Osiemnastoletnia Kiersten zaczyna właśnie swój pierwszy rok studiów. Została wychowana przez wujostwo, gdyż jej rodzice zginęli nurkując na jednej ze swoich wypraw. Kiersten żyje w ogromnym poczuci winy i przez to zamyka się przed całym światem. Leczy się na depresje, a nocne koszmary przypominają jej o wszystkim co w życiu ją spotkało. Pierwszego dnia swojego studenckiego życia poznaje Westona - przystojnego opiekuna jej roku.
Weston to chłopak pochodzący z bardzo bogatej rodziny. "Opiekują" się nim dwaj "ochroniarze", zatrudnieni przez jego ojca. Mogłoby się wydawać, że życie „księcia z bajki” będzie usłane różami...niestety życie to nie bajka. Weston jest poważnie chory (nie będę zdradzać co mu dolega ale spędzało mi to sen z powiek przez całą książkę i wylałam morze łez) Zażywa eksperymentalne leki jednak z dnia na dzień czuje się coraz gorzej. Gdy na jego drodze nagle pojawia się Kirsten, Weston nie kryje zainteresowania i fascynacji młodą dziewczyną, wie jednak, że nie może pozwolić sobie na głębsze uczucie gdyż czas ucieka mu między palcami.
Poznajemy również Lise i Gabea - dwoje przyjaciół Kiersten. Lisa jest jej współlokatorką i uwielbia tatuaże ( mogłaby być również moją przyjaciółką ), Gabe - kuzyn Lisy, to przystojny wytatuowany , niegrzeczny chłopiec ( oczywiście jak dla mnie ciacho i ideał ale to już wiecie). Bardzo polubiłam tą dwójkę i chyba każdemu można życzyć takich cudownych przyjaciół.
Książka opisana jest z perspektywy obojga bohaterów, co dla mnie jest mega plusem, gdyż wiemy co siedzi w głowie każdemu z nich. Możemy zagłębić się w ich problemach i zżyć się z nimi jeszcze bardziej. Taki sposób narracji pozwala czytelnikowi wczuć się w relacje między bohaterami jeszcze bardziej, a tutaj emocji jest naprawdę ogrom.
Bardzo polubiłam bohaterów „Utraty”, a na szczególną uwagę zasługuje Weston . Jego walka z chorobą , determinacja do przeżycia kolejnego dnia, to wszystko sprawia, że nabieramy do niego ogromnego szacunku. Weston uczy nas, że nawet podczas choroby, która wywołuje cierpienie i ból, można sprawiać przyjemności ukochanej osobie , pomagać jej w walce z depresją , wspierać na każdym kroku. Myślę, że Weston i Kiersten to dwie połówki tej samej duszy, które mogą istnieć tylko razem.
"Życie nie jest sprawiedliwe, ale to, jak je przeżyjemy-to właśnie jest cudowne. To dar."
Sięgając po „Utratę” byłam nastawiona dość sceptycznie. Spodziewałam się powtórki z "Gwiazd naszych wina", więc jakie było moje zaskoczenie gdy okazało się, że te książki łączy jedynie choroba nastolatka. „Utrata” to piękna historia opowiadająca o chorobie, koszmarach przeszłości, szczerej przyjaźni i prawdziwej miłości.
Rzadko mi się zdarza, że nie wiem co powiedzieć ale tak właśnie jest w tej chwili (piszę tą recenzję chwilę po tym jak skończyłam czytać książkę). Zostałam dosłownie rozjechana i zmiażdżona walcem emocjonalnym i nie wiem co ze sobą począć. Czytając, śmiałam się razem z bohaterami ale także płakałam (wyłam wręcz) Przez chwilę byłam również cząstką tej wspaniałej historii, a mój nastrój zmieniał się z minuty na minutę. Ta książka na długo pozostanie w mojej pamięci (o ile nie na zawsze), jej bohaterowie zagościli także w moim sercu, a to nie lada wyzwanie. Rachel Van Dyken stworzyła niesamowitą historię, którą serdecznie każdemu polecam.
New adult od niedawna staje się być jednym z moich ulubionych gatunków literackich. Jeśli więc jeszcze nie czytałeś „Utraty” to naprawdę zachęcam (nie zawiedziecie się). Może niektórym historia ta wyda się banalna , ale jakże cudowna, nieprzewidywalna, którą ja pochłonęłam jednym tchem i chce się więcej i więcej… A teraz już czeka na mnie „Toxic” – druga część tej serii. Recenzja „Toxic” także niedługo powinna się pojawić.