Kiedy po przeczytaniu "Trzech filiżanek herbaty", urzeczona altruizmem Grega Mortensona wobec pakistańskich dzieci, pełna ufności przetrząsałam czeluści internetu poszukując kolejnych informacji o jego dobroczynnej organizacji. Moją dociekliwość „nagrodzono” rozczarowaniem kiedy na jaw wyszły prawdziwe zamiary Mortensona, który pod przykrywką bezinteresownej pomocy nabijał dolarami własne kieszenie. Choć rozżalona nie straciłam wiary w ludzi ale też nie mogłam wyzbyć się sceptycyzmu wobec podobnych publikacji.
„Uśmiechy Bombaju” nie były mi obce. Przychylne recenzje nie dawały powodów do niepokoju, płynące słowa zachęty stopniowo przełamały barierę niechęci i przesądziły o kupnie książki. Wrażenia z lektury? Otóż znów się rozczarowałam – ale tym razem w bardzo pozytywny sposób.
Autorem tej tryskającej dobrocią książeczki jest Jaume Sanllorente człowiek o wielkim sercu, który porzucił swe dotychczasowe, poukładane, wygodne życie by nieść pomoc najuboższym dzieciom z kasty niedotykalnych. Jego historia zaczęła się całkiem niepozornie. Pochodzący z Barcelony i pracujący jako dziennikarz Jaume postanowił wykorzystać swój urlop i wybrać się w podróż do któregoś z zakątków świata. Jego plany nie były ściśle sprecyzowane, z pomocą pracowników biura podróży udało mu się dokonać wyboru – Indie. Co ciekawe, autor nie mami nas złudnymi opowiastkami o indyjskich marzeniach. Przeciwnie! Odważnie przytoczył wątpliwości, które nim wtedy targały; wszędobylski brud i ubóstwo nie gwarantowały atrakcyjnie spędzonego czasu. Czas spędzony w Dehli, Agrze i Nepalu choć podróżniczo niestracony nie zapowiadał życiowych zmian. O dziwo mężczyzna po powrocie do Barcelony nie mógł znaleźć sobie miejsca, Indie nie zachwyciły go ale też nie dawały o sobie zapomnieć. Nie minęło kilka miesięcy a Jaume zdecydował się na kolejną podróż, tym razem do Bombaju nie przypuszczając, że to miasto nada jego życiu nowy wymiar…
Bombaj, który zszokował autora, przeraził i mnie. Miasto widziane oczami Sanllorente nie zostawiło złudzeń. Czyhająca na każdym kroku namacalna bieda i nieodzowne ubóstwo chwytały za gardło. Słowa nie oddadzą bezmiaru cierpienia, którego doświadczają biedni, zwłaszcza najmłodsi. Bose, brudne, zawszone i dla wzbudzenia większej litości okaleczone - żebrzące o jałmużnę, lub o zgrozo sprzedane do domów publicznych kilkuletnie dzieci uzewnętrzniały okrucieństwo i piekło tego świata.
Jaume Sanllorente nie chcąc pozostać ślepym i obojętnym wobec krzywd i gehenny bombajskich sierot, postanowił ofiarować im coś niezwykle cennego – bezinteresowną pomoc i bezgraniczną miłość. Porzucił swe dostatnie życie, przeprowadził się do Bombaju i w 2004 roku założył pozarządową organizację „Uśmiechy Bombaju”. Nie było lekko. Z jednej strony głusi urzędnicy rzucali mu kłody pod nogi, z drugiej bogaci biznesmeni zamykali drzwi przed nosem odmawiając finansowej pomocy. Jaume ani na chwilę nie stracił wiary w powodzenie misji. Wreszcie jego starania przyniosły owoce. Przy pomocy inwestorów udało mu się zbudować nowoczesną szkołę i sieć stu przedszkoli zapewniając dzieciom nie tylko dostęp do nauki ale i pełne wyżywienie. Długa lista osiągnięć wydłuża się z każdą pomocą i dobrym gestem ludzi z całego świata.
Jaume Sanllorente jest namacalnym dowodem na to, że bezinteresowna pomoc odkrywa w nas pokłady dobra, wszak "szczęście to jedyna rzecz, która się mnoży, gdy się ją dzieli".
"Głos ludzki nigdy nie dotrze tak daleko jak słaby i bezdźwięczny głos sumienia" [Gandhi]