Kiedy w ubiegłym roku szykowałam się do prywatnego tour de France, wrzuciłam do walizki dwie książki z francuskim klimatem w tle. Jedną z nich było „Zamówienie z Francji” Anny J. Szepielak, przyjemna w odbiorze powieść, po lekturze której złożyłam obietnicę przeczytania następnej pozycji, która wyjdzie spod pióra (albo klawiatury) autorki. Niespełna rok później trzymałam w rękach obszerne tomisko otulone piękną, przywodzącą na myśl zamierzchłe czasy okładką.
„Dworek pod Lipami” to właściwie książka w książce. Na pierwszym planie poznajemy losy Gabrieli Strzeleckiej – autorki powieści zaklasyfikowanych do tzw. kobiecej literatury i świeżo upieczonej mężatki, która po ślubie z wdowcem Markiem przeprowadza się do jego domu. Kobieta jednak nie czuje się tu szczęśliwa, o ile relacja z dziećmi Marka z pierwszego małżeństwa przebiega na stopie przyjacielskiej, tak obecność stałej bywalczyni domu - Lidii, dawniej opiekunki obecnie gosposi nieco ją deprymuje. Lidzia jest kobietą z gatunku „do rany przyłóż”, chce we wszystkim wyręczać nową panią domu, swoich trzech groszy nie omieszka również wtrącić teściowa Marka, matka jego zmarłej żony Zosi. Wszelkie próby Gabrieli dotyczące remontu, wprowadzenia najprostszych zmian spotykają się ze sprzeciwem tych pań i sprawiają, że dziewczyna w nowym domu czuje się coraz bardziej obco. Na domiar złego wyczuwa, że zaczyna się wypalać również jako autorka. Nie chce już pisać książek „na jedno kopyto” jednak wydawnictwo, z którym współpracuje ma na ten temat odmienne zdanie, jej powieści sprzedają się przecież jak ciepłe bułeczki, żal rezygnować ze znoszącej złote jajka kury. Dziewczyna pragnie uciec od piętrzących się rodzinnych i zawodowych problemów, przyjmuje więc propozycję swej przyjaciółki, która wyjeżdża na tydzień i prosi ją o pilnowanie domu i opiekę nad zwierzętami. Tymczasem wyobraźnia zaczyna podsuwać Gabrysi pewną historię, która przenosi ją do dziewiętnastego wieku i pozwala poznać tajemnicze losy Celiny, w których autorka odkrywa cząstkę siebie.
Dwie kobiety i dwie historie, które dzieli epoka, obyczaje i sposób życia. I świadomość, że mimo tych różnic nie zmieniają się uniwersalne ideały, pragnienia i marzenia. Losy dwóch kobiet wzajemnie się przenikają i sprawiają, że decyzje odległej Celiny wpływają na wybory współczesnej Gabrieli. Szalenie przypadły mi do gustu fragmenty poświęcone dziewiętnastowiecznej Celinie. Autorka doskonale oddała atmosferę życia w tamtych czasach, majestatyczne dwory, wystawne kolacje, bogate stroje i wystylizowany, nieco archaiczny język przenoszą czytelnika w odległy, zamierzchły świat.
Autorka zastosowała ciekawy zabieg, w historię Gabrieli wplotła opowieść o Celinie. W rezultacie powieść czyta się z podwójną ciekawością i z dwukrotną dawką zainteresowania. I niech nikogo nie przerazi objętość książki, wizualnie zapowiadająca długie wieczory nad jej treścią. Mnie wystarczyły dwa mile spędzone nad lekturą popołudnia.
Zdaję sobie sprawę, że jedna opinia jak jaskółka – wiosny nie czyni ale kiedy dziesiątki czytelniczek, wszystkie jak jeden mąż rozpływają się w zachwytach nad tą powieścią, uwierzcie, musi być coś na rzeczy :)