Jest to wspaniała biografia lwowskich matematyków, którą z przyjemnością mogą czytać tacy humaniści jak ja. Jak się okazuje, życie matematyków czy fizyków wcale nie było nudnym pisaniem wzorów i cyfr na tablicy. Pan Urbanek, jak zwykle zresztą, 'wyciągnął' z biografii co się da. Opisał ludzi, okrasił to zabawnymi anegdotkami. Napisał zwięźle i treściwie. Przecież opisać tyle osób w jednej książce to wielka sztuka! A widać, że i do źródeł sięgał, i z ludźmi rozmawiał. Przyznam się szczerze, że nic o matematykach nie wiem i bałam się, że książka będzie nudna dla mnie. Okazało się, że jest ciekawa. Bardzo. Spodobały mi się dwie anegdotki, oczywiście Steinhausa. Jedna o nazwisku, i jego odmianie, że nazwisko należy do właściciela, ale tylko w mianowniku. Druga, to ta o Bogu:
'Łatwo jest usunąć Boga z jego miejsca we wszechświecie. Ale takie dobre posady niedługo wakują'.
Książka pokazuje geniuszy jakimi są, z ich geniuszem w danej dziedzinie i z kompletną nieporadnością w innych. Aż i sama poczułam się jak geniusz, bo sama byłabym w stanie włożyć do armaty kulę nie tą stroną, którą należy, ja też uwielbiałam ACI (Accusativus cum infinitivo), ja tak jak matematycy przegapiałam szanse lepszych posad. Może nie tak lukratywnych jak ta Banacha, czy Steinhausa... Poza tym, matematycy byli zjawiskiem wyjątkowym w polskiej nauce i aż dziw, że dostrzeżono ich talenty, że nie zmarnieli gdzieś w odmętach własnych frustracji.
Tutaj wydaje mi się, jest wielka zasługa przedwojennego Lwowa. Książka jest prawdziwym portretem miasta. Wielokulturowość, intelektualizm i miła zabawa, wiejskości i miejskość, otwarcie na wszystkie strony świata. To wszytko pokazał nam autor. Wielkim plusem książki są fotografie przedwojennego miasta.
Kolejną sprawą jest pokazanie historii. Jak to ładnie powiedział Hugo Steinhaus 'To granica ZSRR dwukrotnie przekraczała ich'. Tak było. Kresowiacy urodzili się w Polsce, a wpisano im w dowodach ZSRR. Dziwo historii. Takie dziwa historii uosabiają w sobie biografie lwowskich geniuszy. Mamy najpierw różne historie pochodzenia matematyków. Kompletnie różne środowiska. Pokazano szkoły zborowe. Potem mamy wojnę i następnie II Rzeczpospolitą. Mimo tego tygla Lwów jest wielonarodowy. Sprowadzają się do miasta osoby z różnych stron, a tożsamość polska opiera się na poczuciu wspólnoty kulturowej i historycznej i społecznej. Okupację i czasy powojenne pokazują jak na dłoni, że żyć w tamtych czasach było trudno.
Warto jest zapoznać się z dziejami tych wspaniałych ludzi, bo według mnie symbolizują one Polskę. Cały ten Lwów ,tak pięknie opisany w niniejszej książce, według mnie jest symbolem zagłady Polski Kresowej, wielokulturowej. Skończyło się to wraz z wkroczeniem Armii Czerwonej. Niedobitki przyszły do Wrocławia, część wyemigrowała, a została tęsknota i odwiedzanie grobów.
Jeśli chodzi o zjawisko bycia geniuszem we własnym kraju, to książka ta również pokazuje, ze nie jest łatwo. Że trzeba się przebijać i ciągle wybijać szklane sufity. Że trzeba wybierać pomiędzy dostatnim bytem rodziny, a poświęceniem się swojej ukochanej dziedzinie. Ulam wyjechawszy do Stanów miał i to, i to. I to nas różni od Ameryki.