Nazwisko tego pisarz brzmi jak obietnica, nadzieja na wniknięcie w świat tajemnicy, zamglonych ulic miast, legend, przygód o zmierzchu... Każda jego książka, która się pojawia wyciąga do mnie ręce, aby mnie wchłonąć i nie pozwolić o sobie zapomnieć. "Pałac północy" obietnicy nie złamał, jest cudowną, magiczną opowieścią, o której będę śniła i której nie zapomnę do końca życia.
Kalkuta to miasto egzotyczne dla każdego mieszkańca Europy. Wybudowane zostało ku czci bogini Kali, hinduskiej bogini czasu i śmierci, pogromczyni demonów i sił zła; w oczach ludzi Zachodu najbardziej przerażającej ze wszystkich bogiń hinduistycznych. To miasto poraża nie tylko odmiennością kultury, wierzeń i religii, ale także dramatyczną historią oraz ogromną ilością sugestywnych i magicznych legend.
Właśnie to miejsce wybrał na akcję swojej powieści hiszpański pisarz. Ulice pełne kontrastów, ruiny monumentalnych budowli, miejsca pełne duchów przeszłości obok rojnych bazarów - idealna sceneria dla opowieści o upiorach toczących często ludzką duszę. Razem z grupką dzieci z sierocińca zwiedzamy tajemnicze miasto i zanurzamy się w czeluście spalonego dworca Jheeter's Gate, na którym kiedyś rozegrała się koszmarna tragedia, a której echa nie ucichły przez wiele lat.
"Dziś rano, kiedy pisałem o świcie ostatnie linijki wspomnień, pierwszy tego roku śnieg otulił białym płaszczem krajobraz przed moim oknem, a wspomnienie Bena powróciło do mnie niczym echo dalekiego szeptu. Wyobraziłem go sobie, jak idzie zatłoczonymi ulicami Kalkuty, przeciskając się przez tłum, pomiędzy milionami historii, przemilczanych i nieznanych niczym jego własna, i po raz pierwszy zrozumiałem, że mój przyjaciel także jest już starym człowiekiem, a jego zegar niebawem zatrzyma się na zawsze. Tak dziwnie jest czuć, że życie wymyka nam się z rąk..."
Zafon jest mistrzem budowania napięcia, niespodziewanych i zachwycających świeżością zwrotów akcji, perfekcjonistą, jeśli chodzi o stworzenie klimatu, który wciąga czytelnika i nie wypuszcza przez wiele dni, a nawet miesięcy, które minęły od odłożenia książki na półkę. Tak jak nie mogę zapomnieć nastroju panującego w "Cieniu wiatru", tak nigdy nie zapomnę tego, co urzekło mnie w "Pałacu północy".
Nikt nie byłby w stanie opowiedzieć tej historii w tak magiczny sposób - to smutna opowieść o śmierci, mordercach i zemście, o traumie, jaką mogą zgotować dziecku słabi rodzice i nieszczęśliwe dzieciństwo, o ludzkiej psychice, o sile, jaką daje przyjaźń i odpowiednie wychowanie.
Dla mnie najpiękniejsza i najbardziej wciągająca w tej powieści jest magia legendy, która ją przenika, tajemnica ruin dworca kolejowego, upiornego pociągu, który płonąc przemierza ulice Kalkuty i znika zostawiając za sobą żar i dym, upiór powstały z mrocznej części duszy nieszczęśliwego człowieka. A także postaci dzieci, nastolatków, które tak bardzo różnią się od bohaterów współczesnych powieści dla młodzieży, które przywodzą na myśl dzieci z powieści przedwojennych, z książek Kornela Makuszyńskiego. Młodzi ludzie są wierni zasadom wpojonym im przez dyrektora sierocińca, wierni przyjaźni i miłości, są inteligentni, kulturalni i przepełnieni tym, co każdy z nas chciałby widzieć u swoich dzieci - szlachetnością.
Większość pisarzy bardzo się sili na tego typu styl, widać, że przychodzi im to z trudem, że nie jest dla nich naturalny, że rodzi się w pocie czoła, a efekt jest zwykle śmieszny. Jeśli chodzi o Zafona, to nie mogę oprzeć się wrażeniu, ze on takim stylem mówi na co dzień, że jest dla niego powietrzem i oddechem...