Mari Jungstedt w powieści kryminalnej poruszyła kontrowersyjny temat prześladowanej niewinności, czyli toksycznej przemocy psychicznej stosowanej w rodzinie nawet nie do końca świadomie, a mającej poważne konsekwencje w życiu dziecka, które po pewnym czasie wyfruwa z rodzinnego gniazda...w którym nie zaznało szczęśliwego, ale frustrującego dzieciństwa.
Upadły anioł to szósta część cyklu kryminalnego Mari Jungstedt z detektywem Andersem Knutasem w roli głównego śledczego. Jungstedt, jak głosi wieść z okładki książki, tą serią zajęła sobie miejsce wśród skandynawskich kryminalnych mistrzów: Lackberg, Larssona, Mankella. Po lekturze jednak mam wrażenie, że to podium ma więcej niż kilka miejsc, a Jungstedt powinna uplasować się niestety na szarym końcu z tym średnim czytadłem kryminalno-obyczajowym mimo dotknięcia tak sensacyjnej tematyki.
Viktor Algard, facet, który mógłby spać na pieniądzach, podczas otwarcia nowej hali kongresowej w Gotlandii zostaje otruty. Motyw pieniężny nie do końca wchodzi w grę - śledczy podejrzewają związek tego morderstwa z tragicznym pobiciem młodego chłopaka pod klubem, należącym właśnie do Viktora. Dla osób starszych to po prostu Sodoma i Gomora niepełnoletnich ludzi, którzy piją na umór, narkotyzują się, ale klub dalej efektownie funkcjonuje. Jednak do sprawy wkrada się kolejny motyw - zdradzonej żony i kochanki, z którą Viktor miał się spotkać przed śmiercią. Czy żona wiedziała o tej drugiej? Nota bene po przyjęciu kochanka znika. Na pole zabójstwa wkracza Anders Knutas, który także był obecny na wykwintnej gali. Do akcji wkracza też dwoje natrętnych reporterów, którzy chcą wywęszyć sprzedajną sensację.
Cztery różne motywy zabójstwa do prześledzenia od pierwszych stron (jednej wskazówki nie wyjawiłam), kroi się przesłuchanie za przesłuchaniem - robota powinna się aż palić w rękach Knutasa, jednak śledztwo jest prowadzone początkowo dosyć ślamazarnie i na myśl sunie się irytujące pytanie - czemu do tej pory tego nie zrobiliście? Powieść nabiera właściwego tempa dopiero po dłuższym czasie, jakby wszystkie postacie nagle wypiły Red Bulla, który dodaje im skrzydeł i rumieńców. Zaczynają intensywniej myśleć, konkretnie działać i przekonują do siebie nowo odkrytymi cechami charakterów. Może pozytywnie wpłynęła na nich akcentowana wiosenna pogoda w Gotlandii, której nam teraz tak brakuje?
Jungstedt wprowadza świat prywatny Knutasa, który też początkowo wydaje się nudną krainą życia po godzinach, w którym postacie wcale nie nabierają szczególnych rysów. Ot, oklepane problemowy ojca, który pochłonięty pracą nie umie dotrzeć do własnych dzieci i powoli to sobie uświadamia, ale i tak ciągle tkwią w tej samej sytuacji. Nie porusza, a nuży w konwencji "nic nie rozumiesz, zostaw mnie w spokoju". Dla kontrastu bardzo nurtującą postacią jest jego partnerka śledcza, którą widocznie coś gnębi, lecz opornie odmawia wyjaśnień. Czy ta tajemnica jest związana z dochodzeniem?
Główną, intrygującą zagwozdką Upadłego anioła są depresyjne i destrukcyjne myśli z przeszłości, dotyczące przemocy psychicznej w niepełnej rodzinie, pisane poruszającym, bardziej przemyślanym językiem. Jungstedt wskazuje, jak bardzo nieudolne życie rodzinne, pogardzanie dzieckiem, niedostrzeganie jego potrzeb lub gromienie bez solidnego powodu oddziałuje na dorastanie i próby samodzielnego życia. Dziecko nie ucieknie z takiej sfery, z góry skazane na psychiczne dręczenie, pozostawione samemu sobie, może dojść do tragicznych wniosków. Ukształtowane stosunki rodzinne przez pisarkę są naprawdę dramatyczne.
Jednak stały się one gwoździem do trumny tego kryminału - bardzo szybko prowadzą do rozwiązania i doczytanie powieści to już tylko formalność, w której autorka tłumaczy, dlaczego 2+2=4. Natomiast pierwszy krok do obdarcia czytelnika z napięcia poczynili twórcy noty wydawniczej, w której wspomina się o wydarzeniach...z 278 strony książki. A cała ma ich 336.
Mimo emocjonująco brzmiąco zagadki muszę ostudzić wasz zapał do czytania tej książki, jeśli takowy powstał - śledztwo nie rozemocjonuje czytelnika, ponieważ brakuje mu tej iskry, która sprawia, że od kryminału nie można się oderwać, a każdy kolejny rozdział to nowe przeżycie. Co tu przeżywać, skoro rozwiązanie jest dostępne już przed punktem kulminacyjnym po chwili zastanowienia, w ponure tło społeczne autorka wtrąciła mało wyraziste postacie, w dużym stopniu bez życiowej ikry. Jako niewymagające czytadło - dobra pozycja, w kategorii kryminałów -schematyczny średniak.