Cieszę się ogromnie, że Stefan Darda za pośrednictwem głównego bohatera Marka Leśniewskiego zaprosił mnie do Domu na Wyrębach. Usiadłam w swojej wyobraźni przed kominkiem w tym niewielkim drewnianym domu i poczułam ten niesamowity klimat, jakim autor dzieli się z czytelnikami. To było bardzo dobre!
Marek Leśniewski traci żonę i posadę wykładowcy akademickiego. Pakuje swoje manatki i osiedla się w domu w małej miejscowości o nazwie Wyręby. Już od samego początku zdarza się coś, co trochę go niepokoi. Głos puszczyka zapowiada nieprzyjemne wizyty kobiety, która nie ma przyjaznych zamiarów wobec Leśniewskiego. Dodatkowo grozę budzi dziwny sąsiad, który każdego wieczora pali w oknie świecę. To wszystko sprawia, że odczuwamy swego rodzaju niepokój i chcemy dowiedzieć się kto i dlaczego przychodzi razem z głosem puszczyka, i czy sąsiad Jaszczuk skrywa tajemnicę i jest faktycznie tak zły, jak mówią o nim mieszkańcy wsi.
"Dom na Wyrębach" to książka wciągająca, trzymająca w napięciu, napisana w taki sposób, że chcemy ją czytać czytać i czytać! Ciężko się ją odkładało, bo chciało się wiedzieć co będzie dalej. Klimat panujący w książce jest jedyny w swoim rodzaju! Bohaterowie wykreowani przez Stefana Dardę są pełni. Poznajemy ich pasje, wiemy co lubią a czego nie: osobiście uwielbiam wiedzieć dużo na temat bohaterów, stają się mi bardziej bliscy, czas z nimi spędzony na kartach książki staje się przyjemniejszy (o ile bohater ten przypadnie mi do gustu). Marek Leśniewski jest szalenie inteligentny, potrafi rzucić ciętą ripostą i co najważniejsze - uwielbia ptaki!
Tu w tym momencie chciałabym serdecznie podziękować autorowi za to, w jak piękny sposób opisał ptaki, które kocham całym sercem. I to, ile miejsca poświęcił im w tej książce! Dziękuję bardzo, żurawie to najpiękniejsze z ptaków a to, w jaki sposób zostały tu ukazane zasługuje na medal! Pan Darda w niesamowity sposób opisał ich piękno. Miałam to szczęście, że czytając te kawałki o żurawiach, słyszałam ich klangor, bowiem kilka żurawi upodobało sobie okolice mojego domu i swymi odgłosami pieściły moje uszy i serce.
Czytając "Dom na Wyrębach" bawiłam się znakomicie, może nie byłam przerażona (a przecież to powieść grozy) ale gdzieś tam ten dreszczyk emocji we mnie siedział. Mam jednak małe zastrzeżenia: nie lubię gdy na książkach jest informacja o porównywaniu autora do innego autora albo porównywanie prozy tego autora do prozy innego. Widząc informację, że historia jest pisana w klimacie S.Kinga - podchodziłam do książki bardzo sceptycznie. Wielokrotnie nacięłam się na takich "informacjach" dlatego też podchodzę do nich sceptycznie i odkładam w czasie przeczytanie takiej książki. Nie lubię takich zabiegów, czasem zastanawiam się co taki zabieg ma na celu - lepsze sprzedanie powieści?
Minus również za samo wydanie - jestem "książkową estetką" i serce mnie boli, gdy książce łamie się grzbiet. Tu niestety musiałam robić to nagminnie, bowiem książki inaczej nie dało się czytać. Ciężko się ją otwierało, czytanie nie było zbytnio wygodne - dopiero ciągłe łamanie grzbietu przy każdej stronie sprawiało, że książka otwierała się tak, by czytanie było komfortowe.
Podsumowując - to było bardzo udane spotkanie, ruszam więc na kolejne! Tym razem w "Nowym Domu na Wyrębach".