"Obszar, na którym mieszkali, przez wieki zmieniał przynależność. (...) To wszystko spowodowało, że ludzie swoją tożsamość wiązali z konkretnym miejscem..."
Przyznam że z kwestią, o której czytamy w powyższym cytacie, miałam po raz pierwszy styczność w trakcie lektury jednej z powieści z historią w tle. Jakoś nie odnotowałam tego faktu w trakcie nauki historii w szkole, jeśli już, to przedstawienie go w postaci suchych faktów, w żaden sposób nie oddało tego, co tak naprawdę miało miejsce na rzeczonych terenach w tamtym czasie. Terenach spornych, do których rościła sobie prawo zarówno Polska, jak i sąsiadujące z nią państwa. Niejednokrotnie czytałam o pretensjach wobec ludzi zamieszkujących te miejsca, zarzuty, że nie potrafili opowiedzieć się po żadnej ze stron. Teraz widzę, że, wbrew pozorom, nie było to takie łatwe.
Jednak kwestia tożsamości narodowej to nie jedyne zagadnienie, jakie porusza Sylwia Kubik w swojej najnowszej powieści "Ucieczka z Mielenz". Na kartach tej książki autorka ukazuje nam lata II wojny światowej oraz inne, pomniejsze kwestie nierozerwalnie związane z tym zagadnieniem. Mamy tu możliwość zapoznać się z codziennym życiem zwykłych ludzi. Owszem, autorka wspomina też o zsyłkach do obozów, jednak to nie one stanowią główny temat tej historii. Jak wynika z lektury powieści, Żuławy nie brały bezpośredniego udziału w walkach. Działania zbrojne nie miały tutaj miejsca, stąd też zamieszkujący te tereny ludzie nie odczuli tak mocno wojny i związanych z nią niebezpieczeństw.
Przynajmniej, do pewnego czasu.
Niestety, w momencie gdy sytuacja na froncie zaczęła się zmieniać i Niemcy zostali zmuszeni do odwrotu, podążyli za nimi żądni zemsty Rosjanie. Przerażeni cywile, którzy znaleźli się na drodze zbliżającej się hordy czerwonoarmistów, często zostawiali za sobą dobytek całego swojego życia i podążali na zachód, gdzie szukali ratunku. Ile razy czytam na ten temat, tyle razy mam przed oczami wozy ciągnięte przez zaprzężone w pośpiechu konie. Widzę przerażające obrazy uciekających ludzi, a także tych, którym nie dane było przetrwać tej podróży. Zawsze myślę wtedy też o publikacji "Niebieska walizka", która swego czasu wywarła na mnie ogromne wrażenie. Choć znajdujemy w niej wydarzenia mające miejsce na Śląsku, sytuacje opisywane przez autorkę są naprawdę podobne do tych mających miejsce na Żuławach.
"Ucieczka z Mielenz" ma charakter zbliżony do reportażu, a przynajmniej takie odniosłam wrażenie. Z tego powodu nie poczułam zbytniej więzi z bohaterami (zrodziła się ona dopiero gdzieś w trakcie lektury), za to z zapartym tchem czytałam o wydarzeniach mających miejsce na Żuławach w okresie II wojny światowej. Nieodmiennie, lektura tego typu książek skłania mnie do refleksji nad tym, jak wyglądały lata wojenne na terenach zamieszkiwanych przeze mnie. Niestety, do tej pory wciąż jeszcze nie miałam okazji się tego dowiedzieć.
Myślę, że "Ucieczka z Mielenz" stanowi najbardziej dopracowaną książkę autorki. Pisarka pokusiła się tu o naprawdę dokładny research. Choć książka ta w pewnym stopniu stanowi fikcję literacką, to jednak w głównej mierze bazuje na autentycznych wydarzeniach. Dostarcza nam wielu ważnych informacji, których poznanie umożliwia zrozumienie sytuacji ludności zamieszkującej tereny Żuław. To naprawdę wartościowa książka, do której lektury serdecznie Was zachęcam.
Moja ocena 8/10.