Z polecenia czytelniczego, lub grzebania w czyichś czytelniczych wirtualnych biblioteczek uroił mi się pomysł lektury Apokryfu Agłai. Proza polska, ponoć dobra, napisana i wydana jeszcze za czasów, kiedy książki nie stały w kioskach na standach. Pomyślałem – why not? Spróbujemy i tego.
Na wstępie od razu, książka jest, by tak rzec, wielogatunkowa. Czy to dobrze, czy źle ocenić musicie sami, bo to co autor zrobił z moją głową, duszą, mózgiem pisząc i tak i o tym – wyklucza jakąkolwiek krytykę pod adresem konstrukcji książki, redakcji itp. Oczywiście wątek Science-Fiction jest mocno, w pewnym momencie staje się wiodący, ale jest to moim zdaniem bardziej narzędzie, niż główny kręgosłup. Zaskakująco zgodnie z powszechną opinią zakwalifikowałbym książkę bardziej jako literaturę piękną, obyczajową, mimo że SF siedzi mocno.
Powieść o miłości, niespełnionej bądź straconej, o nadziejach, o oczekiwaniach, chwilami nawet o szczęściu, ale opowiadane przez bohaterów smutno bo utraconym. Dwóch panów pod 40, w jakimś momencie swojego życia, nie do końca chcianym czy udanym spotyka się na swojej drodze jako nauczyciele w liceum, do którego niegdyś sami uczęszczali. Jednego opuściła żona, która wprawdzie odchodząc do kochanka zrobiła to nie na długo – ale wracać do męża, jak by się mogło zdawać naszego głównego bohatera nie chce. Człowiek tęskni, ale złamany ideał utraconej miłości nie nakazuje mu walczyć wbrew wszystkiemu o odzyskanie kobiety… Sama przecież odeszła. Drugi z głównych bohaterów powieści wychodzi wkrótce na pierwszy plan i to on opowiada historię życia, przechodzącą ostatecznie w sensację szpiegowską niczym u Forsythea, z tym że naszpikowaną nowoczesną technologią z seriali SF. Snują przy alkoholu opowieści wzajemne.
Do momentu „przesterowania” powieści w SF uważałem, że to piękna książka, z opisami uczuć, miłości, przeżyć, namiętności czy smutków bohaterów tak dotkliwie że aż krojących wrażliwość czytelnika grubymi płatami. W recenzji „Pokurcza” użyłem określenia tysiąc igieł w sercu – spowodowane takim natężeniem bodźców, tutaj mamy podobnie. Ogólnie zaskoczenie, które mi zafundował autor – rozbiło mi całkowicie koncepcję recenzji książki, to co chciałem Wam napisać o emocjonalności, o tym że ta książka jest tak naprawdę o relacjach damsko-męskich. W rzeczywistości uważam, że w tej książce na kilku stronach zawarto doskonały opis żaru jaki może zapłonąć między dwojgiem ludzi, którzy chcą się kochać. To nawet nie jest opis erotyzmu, dzięki muzom! – żadnej tu podniecającej liryki, ale taki koncert emocji, tak opisany, jakbyś się czytelniku sam kochał z tą dziewczyną pierwszy raz, czując rzeczy tak niezrozumiałe, szaleńcze, ludzkie.
Język powieści świetny, strumień świadomości jako narracja bohaterów – wybitny. Jednak nie do końca uwidział mi się ten zabieg z mieszaniem gatunków. Powieść w powieści, to się chyba nazywa szkatułkowa – OK, ale chyba nie do końca dla mnie. Dlatego nie 10, a 8 gwiazdek. Tak czy inaczej książka zostaje zapamiętana, przeżyta. Zostaje ślad w głowie.
06.04.2020 r.