Na samym początku muszę zaznaczyć, że to moje pierwsze spotkanie z twórczością Pani Marty Kisiel. Choć "Małe Licho i anioł z kamienia" z założenia skierowane jest do młodszych czytelników, to gwarantuję, że i dorośli będą nie tylko doskonale się podczas lektury bawili, ale i co wrażliwsi się wzruszą.
Jest to druga część cyklu zatytułowanego po prostu "Małe Licho", a przejawiające się w fabule postaci - jak zdążyłam się już zorientować - pochodzą również z innych książek autorki.
Bożydar Antoni Jekiełłek - zwany Bożkiem (pół chłopiec, pół widmo i... pół glut) mieszka w swoim domu wraz ze swoją nadzwyczajną rodziną i przygotowuje się do Świąt Bożego Narodzenia. Cała rodzina pierniczy i zastanawia się nad związkiem foremek do pierników, w kształcie przeróżnych zwierzątek, z nadchodzącą Gwiazdką.
Przy okazji wujek Konrad wyjaśnia Bożkowi - jak to z tymi świętami jest i czy to, że chłopiec nie uczęszcza na religię w szkole, rzeczywiście wyklucza go z kręgu świętujących ten rodzinny i wspaniały czas.
Po Świętach przychodzi Sylwester, po którym z kolei - w domu wybucha epidemia ospy i Bożek, Tsadkiel oraz Gucio zostają zawiezieni przez mamę do domu ciotki Ody, by uniknąć zarażenia. To tam rozegra się główny wątek z udziałem rogatego Bazyla, czorta z tyłozgryzem i Wiły.
"- Jest dobro i jest zło. Nie można być trochę dobrym ani trochę złym.
- Można - odparła ciocia z żartobliwym uśmiechem.
- Wystarczy być człowiekiem".
Rzadko tak mówię, ale ta książka jest po prostu cudowna. Przeczytałam ją w niecałe 2 godziny śmiejąc się i wzruszając na zmianę. Cudowny styl i zabawa językiem, nawiązania do twórców z okresu romantyzmu, czy baroku.
I treść! Tak głęboka i pouczająca, mimo że przecież niezbyt obszerna. Znajdziemy tutaj odniesienia do tolerancji, czym ona jest i dlaczego jest tak ważna. Świat nie dzieli się tylko na dobrych i złych. Nikogo nie należy oceniać po pozorach, bo nawet sam czort może okazać się przyjacielem. Autorka porusza też motyw nadmiernej opiekuńczości, chronienia za wszelką cenę przed wszelkim, nawet wydumanym złem. Czasem wystarczy, że będziemy i pomożemy wtedy, kiedy tego naprawdę potrzeba. Wspomina również nasze nadmierne unoszenie się dumą i niemożność prawdziwego podziękowania - na przykład za szczery, choć być może nieidealny - prezent.
Cała ta bogata treść ubrana w niezwykle, fantastyczne scenerie jest tak ciepła i miła, że podczas czytania można poczuć się jak... w domu?
Nie mogę również nie wspomnieć o cudownych ilustracjach, które sporządziła Paulina Wyrt. Idealnie obrazują magiczny świat Bożka.
Dodatkowo w książce pojawiają się również motywy słowiańskie, co bardzo mnie cieszy, bo już najmłodsi mogą zapoznawać się naszymi kulturowymi korzeniami.
To na pewno nieostatnia książka spod pióra Marty Kisiel, którą przeczytałam!
"- Bo właśnie tak robią prawdziwe anioły! - ciągnął chłopiec, już całkiem pozwalając, by poniosła go złość. Nie odrywał przy tym chabrowych oczu od osłupiałego Tsadkiela. - Nie oceniają, nie zrzędzą, nie węszą wszędzie spisków i smrodów, byleby się znów przyczepić i udowodnić swoją wyższość, tylko pomagają komuś w potrzebie. KAŻDEMU KOMUŚ!"