Przymierzając się w tym roku szkolnym do omawiania dramatów Szekspira postanowiłam urozmaicić sobie życie i zmierzyć się z przekładem Stanisława Barańczaka, dotychczas mi nieznanym, a – jak informuje okładka – już klasycznym. W bibliotekach szkolnych, w których dotąd miałam okazję być oraz w Wolnych Lekturach nie zetknęłam się z tym tłumaczeniem, spotkałam natomiast przekłady starsze: Józefa Paszkowskiego, Władysława Tarnawskiego, Leona Ulricha. Zebranie tych konkretnych tragedii Szekspira w jeden tom to dobry pomysł z punktu widzenia nauczyciela, ponieważ obecnie wszystkie znajdują się w spisie lektur dla szkół średnich (Romeo i Julia oraz Makbet na poziomie podstawowym, Hamlet na rozszerzonym). Uczniowie będą mniej zadowoleni, bo nie ma tu opracowania.
Recenzja ta będzie relacją ze spotkania ze starym i nowym zarazem. Z oczywistych względów nie będę opowiadała fabuły dramatów.
Tłumaczenie ma znaczenie, że tak pozwolę sobie zrymować, a ja bardzo lubię porównywać różne wersje tego samego tekstu. Spotykają się w nich bowiem umiejętności i w pewnym stopniu też cechy przekładającego z okolicznościami i czasami, w jakich przekładu dokonano. Ciekawi mnie zawsze, jak brzmią w różnych tłumaczeniach te fragmenty, które najmocniej zapisały mi się w pamięci. Porównywanie ich jest bardzo odświeżającym i inspirującym dla umysłu doświadczeniem.
Pozwólcie, że podzielę się trzema przykładami, po jednym z każdego dramatu.
Romeo i Julia (II, 2)
Pójść sobie? Serce i tak tu zostanie, / Jak stały środek ruchomego globu. (Stanisław Barańczak)
Mogę iść dalej, gdy tu moje serce? / Cofnij się, ziemio, wynajdź sobie centrum! (Józef Paszkowski)
Hamlet (II, 2)
Święta prawda – Fortuna to dziwka. (Stanisław Barańczak)
Słusznie, Fortuna to nie lada dziewka (Józef Paszkowski)
Makbet (V, 5)
Umarła… teraz? Trzeba było znaleźć / Czas, w którym miałoby sens słowo <<umrzeć>>. (Stanisław Barańczak)
Później jej trochę należało umrzeć; / Na słowa takie czas jeszcze nie przyszedł. (Leon Ulrich)
Myślę, że w omawianym przypadku niewątpliwie doszło do spotkania dwóch mistrzów słowa. Zresztą – kto, jeśli nie mistrz, miałby odwagę podjąć się przekładu dzieł innego mistrza? Tłumaczenia Barańczaka w porównaniu z tymi, które czytałam wcześniej są zdecydowanie bardziej dosadne i pieprzne, a także dowcipne i ironiczne. Charakterystyczny dla Barańczaka, znany z jego poezji rytm powoduje też, że akcja utworów staje się jakby szybsza. Najlepiej czytało mi się Hamleta, następnie Romea i Julię oraz Makbeta. Z trzech pragnień będących treścią tych dramatów najmocniej w wydaniu Barańczaka przemówiła do mnie miłość, najbardziej zrozumiała okazała się zemsta, a najbardziej odpychającym było pragnienie władzy – tłumacz doskonale wywiódł na światło dzienne wszystkie słabości Makbeta i ośmieszył je.
Co teraz? Został mi jeszcze Maciej Słomczyński. Po jego tłumaczenia też z pewnością kiedyś sięgnę.