„Klub kłamców” autorstwa Annie Ward to przede wszystkim thriller, w którym królują kłamstwa, kłamstwa i... jeszcze raz kłamstwa. Nie wiem ,czy Wam już kiedyś o tym wspominałam, ale swego czasu byłam wielką fanką serii książek Pretty Little Liars, więc możecie się domyślić, że ta historia, chcąc nie chcąc przypadła mi do gustu.
Natalie, asystentka administracyjna w elitarnej prywatnej szkole położonej w górskim miasteczku w stanie Kolorado, marzy o życiu takim jak to prowadzone przez matki uczniów, z którymi codziennie ma do czynienia. Kobiety pokroju Brooke – zabójczej dziedziczki fortuny, która szaleńczo kocha swoją córkę i regularnie zdradza męża – czy Ashy, nadopiekuńczej mamy podejrzewającej swojego męża o romans. Losy wszystkich trzech bohaterek splatają się za sprawą przystojnego wicedyrektora do spraw sportowych, Nicholasa, którego Natalie kocha, Brooke pożąda, zaś Asha – potrzebuje.
Pewnego ranka ze szkoły zostają wyniesione dwa ciała. Napięcia pomiędzy kobietami rywalizującymi o względy mężczyzn oraz mroczne sekrety skrywane przez wszystkich roztrzaskują piękną fasadę położonego na uboczu, zamożnego miasteczka, którego mieszkańcy nie mają żadnych hamulców w pogoni za tym, na czym najbardziej im zależy.
Cała historia rozpoczyna się od wielkiego „wybuchu” - dostajemy dwa ciała i musimy odgadnąć, co takiego w tej szkole się wydarzyło. Nie wiem jak Wy, ale uwielbiam sięgać po tytuły, które zaczynają się od punktu kulminacyjnego, a następnie cała fabuła cofa się kilka tygodni wstecz, bym krok po kroku mogła odkryć, jak do tego wszystkiego doszło.
Niestety muszę się do czegoś przyznać... Może i początek w pełni trafił w moje gusta, to również wprawił mnie on w dezorientację. Niby w tej historii mamy tylko trzy główne bohaterki, to jednak potrzebowałam chwili, by ogarnąć, o którą kobietę w danym momencie chodzi.
„Klub kłamców” to również książka z małomiasteczkowym klimatem. Spokojnie, nie oznacza, że jest to pozycja jak każda inna. Za fasadą małego miasteczka autorka przygotowała dla nas bohaterów, którzy za maską bogatych i szczęśliwych ludzi, ukrywają swoje skazy, od których najchętniej uciekliby gdzie pieprz rośnie.
Skoro już o bohaterach mowa to pochwalę autorkę za świetne wykreowanie bohaterów. Z każdym kolejnym rozdziałem Ward zagłębia się coraz bardziej w umysł poszczególnego bohatera byśmy my, czytelnicy, sami poddali ich ocenie oraz zdecydowali kogo z nich lubimy, a kogo już niekoniecznie. Annie bardzo dobrze weszła w umysł każdej z trzech kobiet, dzięki czemu poznajemy ich kłamstwa oraz motywy, które nimi kierowały w trackie wykonania danych czynności.
Jedyne co bym zmieniła w tej książce to:
- tempo akcji, ponieważ jak dla mnie było aż nadto powolne, co z kolei sprawiało, że czasami w trakcie czytania zupełnie się wyłączałam i nie śledziłam ze skupieniem fabuły,
- usunęłabym pewien fragment, który pojawił się w połowie książki. Oczywiście nie powiem Wam, o co konkretnie mi chodzi, ale w pewnym momencie dostałam od autorki taką poszlakę, która sprawiła, że przed przeczytaniem ostatniej strony wiedziałam, kto za tym wszystkim stoi.
Czy książkę polecam? Jestem pewna, że moją recenzję przeczyta osoba, która uważa, że dwa trupy, wiele kłamstw oraz kilka zwrotów akcji to za dużo jak na jedną książkę, jednak pragnę Was uspokoić - autorka dała radę i na końcu spięła wszystko w jedną spójną całość. Jeśli uwielbiasz „Wielka kłamstewka”, „Pretty Liitle Liars” bądź „Małe ogniska”, koniecznie sięgnijcie po ten tytuł!