… Sunąc po analizowanym terenie ze skutecznością godną maszyn Jamesa Dysona, autor poddaje miażdżącej krytyce wygodne interpretacje działań policji granatowej, dopatrujące się w mordach „form społecznej samoobrony i działania w wyższej konieczności w obliczu terroru niemieckiego”. Niektóre – w rodzaju usprawiedliwiania ich obawą przed ujawnieniem przez Żydów nazwisk pomagających im Polaków – wręcz wstyd powtarzać; ciekawe, dlaczego podobnych obaw nie żywiono wobec partyzantów, którym też przecież pomagano. Przez wiele lat szerokie społeczeństwo żyło w przekonaniu, że policjant granatowy w rodzinie to nic wstydliwego, tyle co zakonspirowany bojownik podziemia. Dziś za Mary Fulbrook, która wprowadziła przydatne pojęcie facilitators, możemy stwierdzić, że bynajmniej nie wyłącznie postawa zaprzysięgłych nazi-stów, lecz właśnie zachowanie podobnych im „hitlerowskich ułatwiaczy” „napędzało dynamikę nazizmu” i „pomagało utorować drogę ludobójstwu”.
Zasadniczą wartością książki Grabowskiego jest imponujący, zróżnicowany i zajmująco referowany materiał źródłowy, dowodzący jednak nie tylko ułatwiania, ale niepodważalnego udziału policji granatowej i kryminalnej (Polnische Krimilalpolizei) w Zagładzie. Wcześniej pisywali już o tym m.in. Dariusz Libionka czy Andrzej Żbikowski (mający na koncie odkrycia dotyczące motywacji finansowych, którymi zwiększano skuteczność wyłapywania Żydów przez policjantów granatowych w okresie powstania w getcie5). Teraz obraz staje się znacznie bardziej systematyczny i szczegółowy, choć brakuje w książce Jana Grabowskiego wyrazistego rozdziału referującego stan badań, odróżniającego punkt widzenia autora od poprzedników. Zbrodniczy wkład policji granatowej dotyczy przede wszystkim zarządzania gettami. Ponieważ większość prowincjonalnych gett miała charakter otwarty, można powiedzieć, że to właśnie granatowi (pospołu z policją żydowską) od-grywali rolę otaczającego je drutu kolczastego. Praktyki opisane przez Grabowskiego w okresie poprzedzającym akcję „Reinhardt” i w jej trakcie, przez okupanta określane jako Judengreifung, oraz robione „na boku”, bez upoważnienia i wiedzy Niemców, ich „szmalcowanie”, potajemne zabijanie (szczególnie częste na prowincji, gdzie ciało można było łatwiej ukryć, a majątek podzielić), a w rachunku zbiorczym masowe rozstrzeliwania w czasie likwidacji gett stawiają polską policję granatową oraz kryminalną w tym samym rzędzie co ukraińską czarną (Ukrainische Hilfzpolizei) i innych gorliwych pomocników „ostatecznego rozwiązania”. Opis tropienia i rozbicia bunkra „Krysia” na warszawskiej Ochocie, w którym ukrywał się m.in. kronikarz getta warszawskiego Emanuel Ringelblum z rodziną, na długo pozostaje w pamięci.
… Trudno uwolnić się od wrażenia, że służący okupantowi policjanci granatowi silnie się z nim identyfikują. Zdziwieni Niemcy nieraz wskazywali na błędność rozpowszechnionych w Polsce określeń typu „strona aryjska”, gdzie zgodnie z antropologią nazistowską, wyjąwszy ich samych, żadni „aryjczycy” przecież nie mieszkali. Szczególne wrażenie robi na czytelniku odnaleziony przez Grabowskiego dokument zabraniający granatowym hajlowania, zastrzeżonego tylko dla Niemców. Jest zakaz, musiała więc być też wola. Jak ją pogodzić z mitem „narodu bez Quislinga”? Mam w swoich materiałach pękatą teczkę poświęconą policji granatowej. W poszukiwaniu materiałów mogących oświetlić sprawę tożsamości granatowych wybieram z niej kilka przykładowych sierpniówek.
Bejsce, pow. Pińczów. Policjant granatowy Władysław Czyża z Jodłówki, rocznik 1897, wraz z żandarmem niemieckim, na którego wołano Czarny Janek, rozstrzelał zadenuncjowanego przez chłopów Żyda Kiwę Ksendrowicza, sprawiającego wrażenie chorego umysłowo. Wyrokiem Sądu Apelacyjnego w Kielcach Czyż został skazany na dziesięć lat więzienia, po pięciu latach resztę kary darowano. Szczegół z protokołu rewizji: miał przy sobie jeden „obrazek kościelny”. Czyż był weteranem pierwszej wojny światowej – przez trzy lata służył w wojsku austriackim na Morawach. Następnie powołano go do Wojska Polskiego, z którego przeszedł do policji (III Komisariat w Krakowie, potem Dębno, Szczurowa, Zakliczyn; w czasie wojny posterunki w Bejscach i Koszycach; po wojnie pod Wrocławiem).
… Książka Grabowskiego przedstawia omawiane zagadnienie bez owijania w bawełnę, jest napisana sprawnie i zwięźle, co jednak nie zawsze sprzyja podjętemu zadaniu, bo rzeczy, które budzą tak wielki społeczny opór, jak udział granatowej Policji Polskiej GG w Zagładzie, powinny być po wielokroć tłumaczone, nawet za cenę powtórzeń. Autor nie ma zbyt wiele cierpliwości do swoich bohaterów. Niespecjalnie stara się też ukryć pogardę, jaką wobec nich odczuwa, choć desidentification bywa podobną przeszkodą poznawczą co nadmierne utożsamienie. Nie sugeruję korekty afektu, ale jego bardziej efektywne spożytkowanie: zamiast ze zniecierpliwieniem odwracać oczy, nieraz warto popatrzeć jeszcze raz. Pośpiech nie służy sprawie. Niekiedy czytelnik chciałby zatrzymać się przy czymś dłużej, ale narrator go pogania. Omawiając jedno z dochodzeń, w którym obok żydowskich pojawia się również polska ofiara, autor zapewnia: „Porównanie zeznań polskich świadków z procesów dotyczących mordów na Żydach z zeznaniami z procesów dotyczących mordów na innych Polakach jest [...] bardzo pouczające”. Ale nie daje czytelnikowi okazji, by tę lekcję rzeczywiście przerobił. Za niezbyt fortunny można też uznać komentarz do eksterminacyjnych działań strażaków, z którego wynika, że „nie ma większego znaczenia, czy robili to [oni] z przyczyn religijnych, ideologicznych [...], ze strachu, z lojalności wobec strażackiego kolektywu, czy też napędzani wizją «żydowskiego złota»” – „ponieważ z punktu widzenia mordowanych Żydów nie stanowiło to najmniejszej różnicy”. To chyba znów skutek pośpiechu, wszak badaczowi tak doświadczonemu jak Jan Grabowski nie trzeba tłumaczyć ważności różnic w motywacji sprawców.
Pisząc recenzję korzystałem z: Joanna Tokarska-Bakir, Przedziały śmierci. O książce Jana Grabowskiego, "Na posterunku. Udział polskiej policji granatowej i kryminalnej w zagładzie Żydów", Zagłada Żydów. Studia i Materiały, Nr 16 (2020), strony: 685-699