Jedna doba. Cztery katastrofy lotnicze. Troje ocalonych. Czemu akurat oni? Co takiego się wydarzyło? Masa teorii. Która z nich jest prawdziwa? Lub... która jest bliższa prawdy? Co na ten temat sądzą rodziny i świadkowie? Czy istnieje jakieś logiczne wytłumaczenie?
Sarah Lotz jest autorką dwunastu książek, z czego aż trzy to serie napisane wspólnie z innymi pisarzami pod zmienionym nazwiskiem. Napisała również wiele krótszych form. W Polsce ukazała się tylko jej jedna powieść – „Troje”. Obecnie mieszka ze swoją rodziną w Kapsztadzie.
Akcja promocyjna „Troje” była chyba jedna w swoim rodzaju. Dostając tajemnicze maile, muszę przyznać, że towarzyszyło mi uczucie lekkiego niepokoju. Czarne koperty, w których znajdowały się pierwsze rozdziały, później czarne strony powieści. To już zwiastuje dobrą lekturę, bo przecież byle czego by tak nie reklamowano, prawda? Z tego wszystkiego uwierzyłam w to, co mam czytać i szukałam informacji na temat tych wydarzeń. Ale chyba takie wrażenie miała ona sprawiać, prawda?
Właśnie... niepokój. To dość znaczące słowo określające samą powieść. Bo tak się czułam prawie przez całą historię. Może nie trzęsłam się jak galareta, ale gdzieś tam to właśnie on mi towarzyszył. No i absolutnie nic nie nastroi do czytania bardziej jak ciemna noc, trzaskające rolety o okna i odgłos przelatującego gdzieś w pobliżu samolotu. No jak tu się odczuwać, choć lekkiego uczucia lęku? No jak? Ja nie wiem, czy to ktoś mi robi na złość, ale dziwnym trafem podczas dwóch ostatnich nocy spędzonych z tą książką taka sytuacja miała miejsce, gdzie dawno tego typu środki transportu nie podróżowały nad moimi okolicami. I nie, to wcale nie jest śmieszne. Teraz wiem, że dobrze zrobiłam zostawiając sobie tę lekturę na później, bo nie wiem, czy ktoś, choćby siłą wpakowałby mnie do samolotów, którymi miałam okazję lecieć na początku wakacji.
Troje to zlepek różnych punktów widzenia na temat katastrof – swego rodzaju badania przeprowadzone przez autorkę „Czarnego Czwartku. Od katastrofy do spisku” Elspeth Martins, stworzoną przez Lotz. Rozmowy z osobami z bliskiego otoczenia ofiar i Trojga, jaki i jakoś związanych ze sprawą, artykuły z różnych zakątków świata. To daje naprawdę ciekawy i bardziej rozległy obraz sytuacji niż, gdyby była przedstawiona tylko z jednej perspektywy. Za to należy się duży plus, bo jest to coś innego. Szkoda jednak, że nie była ona pokazana również oczami właśnie tych dzieci. Oczywiście nie jest to minus, a ot takie zwrócenie uwagi na dość ciekawą kwestię. Wiem, że byłoby to trudne z wiadomych względów, jednak nie powiem, że nie ucieszyłabym się, gdyby Sarah Lotz pokusiła się o wydanie drugiej powieści pisanej właśnie z ich perspektywy.
Dopatrzyłam się jednak kilku błędów w książce, które lekko mnie zdezorientowały. I nie, o dziwo, nie są to błędy ortograficzne. I właściwie nie wiem, czy są one winą autorki czy tłumacza. Pierwszym jest jakaś rozdwojona płeć znanego komisarza Ace Kelso. Raz jest kobietą (strona 49), zaś później już mężczyzną (strony 197 i 446). Nie wiem, czy to miała być kolejna zagadka do rozwiązania, czy po prostu pomyłka, choć dość znacząca i dająca się we znaki. Podobnie jest z sytuacją na stronie 421, gdzie artykuł przedstawia sytuację z przyszłości (na szczęście niczego nie zdradza, bo o tym już czytelnik dowiaduje się wcześniej). I po raz kolejny nie wiem, o co w tym chodzi. Czy jest to celowe, czy może ktoś popełnił kolejny błąd, który mąci nieźle w głowie.
Sarah Lotz napisała bardzo dobrą powieść. „Troje” to dla mnie zupełna nowość, bo jak dotąd nie spotkałam się z tego typu historią i do tego przedstawioną w taki sposób. Jeśli kogoś interesują dobre thrillery, w których aż roi się od spisków, to z pewnością znajdzie coś dobrego w tym tytule. Bo o tym właśnie on jest, o tym całym dziennikarskim zgiełku, który zlatuje się jak mucha do smrodu i tylko co kolejny czeka aż wykryje coś przed innymi, nie postawiając się w sytuacji samych poszkodowanych. Jest także o spiskach i o tym do czego mogą one doprowadzić i co robią z ludźmi, a co najważniejsze, jak każdy zakątek świata na niego reaguje, bo to także jest dosyć wyraźnie pokazane z czego się bardzo cieszę, bo oprócz historii autorka przedstawiła kawałki kultur z różnych kontynentów. Jeśli szukacie ciekawej książki z małą – choć to zależy od czytelnika – niepokoju, to ten tytuł jest jak znalazł.