Jest 22 lipca i jestem świeżo po zakończeniu lektury, tak więc ta recenzja może się okazać wielkim, nieuporządkowanym bełkotem, ale mam nadzieję, że jednak tak nie będzie.
Większość z Was słyszała już zapewne o „Trojgu” i tajemniczej aurze, jaka otacza tę książkę. Węgliście czarne tomiszcze, które sprawia wrażenie, że po jego dotknięciu na naszych palcach zostanie czarny osad. Trzy krwawe smugi na okładce, czarna historia w środku.
Czarny Czwartek. Dzień, który wstrząsnął światem. 12 stycznia 2012. Przypadek? Cztery samoloty czterech różnych linii lotniczych rozbijają się na czterech różnych kontynentach. Widzami strasznych wydarzeń stają się bagna Florydy, wybrzeże Portugalii, biedna dzielnica w Kapsztadzie i las na japońskiej wyspie. Zwany lasem samobójców. Przypadek?
Z katastrof uchodzą z życiem tylko trzy osoby. Troje dzieci. Jess, Bobby i Hiro. Jak udało im się przeżyć? Co widziały? Kim są? CZYM są?
Wszyscy zgadzają się, że ocalenie trojga dzieci z tak okropnych katastrof to cud. Istnieje jednak wiele teorii – często szalonych i nieprawdopodobnych – mających na celu wyjaśnienie tego cudu. I przyczyn wypadków.
Prawdopodobieństwo śmierci w wypadku lotniczym jest o wiele, wiele mniejsze niż prawdopodobieństwo śmiertelnego wypadku drogowego. A co powiecie na cztery katastrofy lotnicze tego samego dnia, z których nie ocalał nikt, poza trójką dzieci?
To spisek rządowy? Interwencja Obcych? Boga? A może zwykły przypadek. Czasem to, co nieprawdopodobne też się zdarza.
Opiekunowie Trojga zaczynają zauważać dziwne zachowanie swoich podopiecznych. Dzieci wydają się być zupełnie inne niż przed wypadkiem. Czy to skutek traumy? Stresu pourazowego? Czy w dzieciaki rzeczywiście wstąpiły nieznane siły?
Pastor Len Vorhees wierzy, że oto nadeszły Dni Ostateczne, że koniec świata jest bliski. Wiadomość nagrana tuż przed śmiercią przez jedną z jego owieczek, Pamelę May Donald, która zginęła w katastrofie w Japonii, prowadzi go do wniosków, że ocalałe dzieci są zapowiadanymi Jeźdźcami Apokalipsy. Pogląd ten dość szybko rozprzestrzenia się po kraju, zyskuje przychylność najważniejszych kaznodziejów, a grono wyznawców Ruchu Dni Ostatnich znacznie się poszerza. Czy pastor Len ma rację? A skoro tak, gdzie jest Czwarty Jeździec?
Elspeth Martins jest dziennikarką, która stara się uporządkować wszystkie fakty i relacje w swojej książce na temat Czarnego Czwartku i jego konsekwencji. A te okazały się naprawdę straszne – w skali globalnej.
„Troje” to prawdziwa książkocepcja. Książka o książce, w której przytaczane są fragmenty książki jednego z bohaterów. Bardzo mi się spodobał ten zabieg, muszę przyznać. Każdy fragment jest inny – w zależności od bohatera, którego wersję wydarzeń właśnie poznajemy oraz od formy w jakiej te wydarzenia są przedstawione. Możemy więc spotkać się z artykułami prasowymi, zapisami rozmów, nagrań czy nawet czatów. Fajnie urozmaicało to czytanie i na pewno wpływało na to, że nie było nudno. Lubię książki, w których dużo się dzieje – również jeśli idzie o formę.
Bohaterów było całkiem sporo, jedni odgrywali bardzo ważne role, inni byli tylko obserwatorami. Moimi ulubieńcami została para z Japonii, skupiona wokół tamtejszego ocalałego – Chiyoko i Ryu. Uwielbiałam czytać ich rozmowy na czacie (tak, tak, wiem, że nie można czytać cudzych rozmów, ale to nie ja je wrzuciłam do książki) i strasznie była ciekawa, co się u nich wydarzy. Zakończenie historii tej pary trochę mnie rozczarowało… Wolałabym dostać coś innego.
Błędy? Tak, coś tam się chyba niechcący przemyciło… Jakiś zmiennopłciowy agent (ha! Wymyśliłam nowy rodzaj istoty nadnaturalnej) czy data z przeszłości przy artykule o wydarzeniach, które już miały miejsce. Ale kto by się tym przejmował, kiedy cała książka to jeden wielki niepokój.
Tak, właśnie. NIEPOKÓJ. Z dużych liter. Chyba jeszcze nigdy nie czytałam książki, która wzbudziłaby we mnie takie uczucia. To było… dziwne. I trochę creepy. Najbardziej się to czuło, kiedy słoneczko zachodziło i robiło się już ciemno. Może to co teraz powiem jest nienormalne, ale kurczę, podobało mi się to uczucie! Raz nawet śniło mi się coś związanego z tą książką.
Autorka przedstawiła wszystkie te wydarzenia tak, jakby naprawdę miały miejsce. I rzeczywiście odnosi się takie wrażenie. Że coś jest nie tak. I zadajesz sobie pytanie, czy to się gdzieś przypadkiem nie wydarzyło. Czy ten świat na pewno jest taki, jaki jest…? Czy czegoś się przed nami nie ukrywa?
Ja na przykład od razu zwróciłam uwagę, że kiedy czytałam tę książkę, jakieś dziwne rzeczy działy się z…
~urwana notatka zostawiona przez blogerkę LittleAngel po przeczytaniu powieści „Troje”