Przyznam szczerze, że nie znam Czarnoksiężnika z Krainy Oz (ani w wersji filmowej, ani tej książkowej), nie oglądałam też filmu Wicked, ani musicalu. Słyszałam jednak o tych opowieściach, miałam więc jakieś pojęcie, czego dotyczą, kiedy sięgałam po Wicked. Życie i czasy Złej Czarownicy z Zachodu, czyli książkową historię zielonoskórej Elfaby i całej plejady niesamowitych mieszkańców Oz. Nastawiłam się na lekką lekturę, z magią i tajemnicą, ale okazało się, że nie mogłam się bardziej pomylić…
Jak głosi podtytuł tej książki, w Wicked poznajemy Elfabę, znaną potem jako Złą Czarownicę z Zachodu. Towarzyszymy jej od momentu narodzin, kiedy już widać było, że zostanie nietuzinkową postacią, bowiem urodziła się… zielona! Widzimy, jej młodość, poznajemy jej przyjaciół i wrogów, odkrywamy kiedy stała tym, kim się stała. Jest to więc niejako prequel do historii z Czarnoksiężnika z krainy Oz.
Przyznam jednak szczerze, że już dawno żadna książka mnie nie zmęczyła jak ta powieść… Czytałam ją właściwie z doskoku, po trochu, przez większość czasu nie mogłam się wciągnąć, a jak już udało mi się złapać rytm, to autor ucinał nagle wydarzenia i przechodził dalej, albo wciskał rozważania o moralności, przez co traciłam zainteresowanie. To była też jedna z dziwniejszych lektur, jakie miałam okazję czytać. To trochę baśń, trochę fantastyka, a trochę… książka o wszystkim i o niczym.
Nie podobał mi się chaotyczny, czasem kwiecisty, a wręcz przegadany styl tej opowieści, nudziły mnie rozmowy i przemyślenia bohaterów, które niczego nie wnosiły do całości, denerwowały wstawki fizjologiczne i nawiązania natury erotycznej, które upodobał sobie pan Maguire. W ogóle uważam, że autor skupia się tu na niepotrzebnych szczegółach, a to, co najciekawsze ucina w połowie i przechodzi dalej. Skacze sobie z tematu na temat, mało uwagi poświęcając Elfabie, która powinna być centralną postacią, a właściwie w tej historii jest spychana na margines przez poboczne historie i pseudofilozoficzne rozważania.
"Nigdy nie używam słów humanista ani humanitarny, gdyż mam wrażenie, że bycie człowiekiem pozwala na popełnianie najohydniejszych czynów"
Doceniam świat przedstawiony w tej powieści, wszystkie te nietypowe stworzenia, magię, wierzenia i mitologię Oz, intrygi polityczne etc. Ta książka to w dużej mierze baśń, ale z tych prawdziwych – brzydkich, brudnych, pod pozorami fantastycznej opowieści pokazujących prawdę o świecie. Autor wplótł w nią rozważania o moralności i istocie zła, o religii, o władzy, ale też o tym, jak nasze wybory wpływają na innych. Wicked to też opowieść o inności, a gdzieś tam w tle pokazuje też zło rasizmu, segregacji rasowej, czy klasowej, a także tyranii. Szkoda jednak, że wszystko to jest takie płytkie, zanurzone w chaosie narracyjnym i mnóstwie niepotrzebnych szczegółów.
Ze smutkiem stwierdzam, że Wicked to dla mnie jedna z gorszych tegorocznych lektur, to książka, która wyjątkowo mnie znudziła i wymęczyła. Nie polubiłam żadnego z bohaterów, nie kibicowałam nikomu, ba, nawet nie do końca rozumiałam ich postępowanie. I przyznam szczerze, że nie dowiedziałam się też za bardzo, jak do tego doszło, że Elfaba stała się Złą Czarownicą. Wymęczyłam tę powieść, ale w końcu przeczytałam, zapewne jednak szybko o niej zapomnę. Niestety, ale nie polecam tej książki…
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl