,, Może pójdziemy dziś na spacer brzegiem jeziora, a ty mi przypadkiem utoniesz? (...) Może popływamy łódką i wywrócimy ją do góry dnem?"
Przyznam, że ta matczyna miłość była niczym bolący ząb. Bolał z winy zaniedbania człowieka, a tylko jego obarczano winą. Elfaba nie zrobiła nic by zasłużyć sobie na takie traktowanie, a mimo tego nikt nie pałał do niej sympatią. Próbowano się jej pozbyć na wszelkie sposoby ze względu na kolor skóry. Może i była nieco nietypowym dzieckiem ale wciąż posiadała to samo co inni. Miała dwie ręce i nogi. Skórę gładką niczym pupcia niemowlęcia i umysł rozwinięty na wszelakie sposoby. Była mądra i bystra, jednak otoczenie w którym przebywała zmieniło ją nie do poznania.
To tylko pokazuje jak towarzystwo w którym się przebywa potrafi zmienić każdą istotę. Nawet, jeśli nie jest nim człowiek...
Ja osobiście jestem nią urzeczona. Czytałam ją z zapartym tchem i czasem trwogą, gdy krzywdzili to biedne dziecko. Ciężko miałam się od niej oderwać, gdyż co chwila coś się w niej działo. Bywały chwile radości, które i u mnie wywoływały uśmiech na twarzy, ale i takie, które sama chciałabym wymazać z pamięci. Każdy, kto ją przeczyta z pewnością odniesie własne wnioski. Można niekiedy się przy niej upierać, że bohaterzy mogliby postąpić inaczej, nie mniej jednak na tym polega powieść. Gdyby opowieść potoczyła się naszymi myślami, byłaby naszym tworem, a nie autora.
Spodobał mi się styl pisarza, gdyż był troszkę wyniosły i taki elokwentny....