Są książki, po które nie sposób sięgnąć bez zachęty ze strony innych czytelników. Początkowo odstraszają nas ich objętość, pierwsze nudne strony, mało zachęcająca szata graficzna czy po prostu nieznajomość autora. "Traktat o łuskaniu fasoli" był właśnie dla mnie taką książką. Co mnie do niej zniechęcało? Jako, że grubość mi nie straszna, to wpływ na mój sceptyczny do niej stosunek, miał przede wszystkim jej początek. Jednak tak zachwalane dzieło musi przecież wciągnąć, zainteresować...
Wiesław Myśliwski to pisarz, który w swojej twórczości porusza tematykę z życia wziętą, osadzoną w tradycyjnym środowisku. Dotyka problematyki moralnej, odwiecznych praw o człowieku i o życiu. Dwukrotnie przyznano mu nagrodę Nike - za "Widnokrąg" oraz właśnie za "Traktat o łuskaniu fasoli". Dodatkowo książka ta zebrała Nagrodę Literacką Gdynia, doceniona została przez TV Kultura czy miesięcznik "Odra". Wszystko to więc składa się na wspaniałe dzieło literatury polskiej.
Za słownikiem terminów literackich, traktat to rodzaj rozprawy na temat najważniejszych problemów z danej dziedziny wiedzy lub życia społecznego, politycznego. Książka Myśliwskiego po części nim jest. Autor ubiera ją w formę monologu skierowanego do tajemniczego podróżnego, który nie zdradza właściwe niczego ze swego życia. Główny bohater, doświadczony życiem, przygnieciony wiekiem, zajmuje się domkami wczasowymi położonymi nad jeziorem. Po sezonie pełni rolę stróża, sumiennie wywiązującego się ze swoich obowiązków. Zna praktycznie każdego właściciela, a przez dokładną obserwację, poznaje ich problemy, przyzwyczajenia czy charakter w ogóle. Kiedy w jego domu zjawia się wspomniany podróżny, bohater jest zaskoczony jego pytaniem. Chce on mianowicie kupić fasolę. Od lat nikt takiej prośby nie wysunął. Jednakże dozorca przychodzi mu z pomocą, oferuje fasolę, którą muszą razem obrać. Tak zaczyna się właściwa treść "Traktatu...". Kolejne ziarna fasoli niosą nowy wątek, nowe historie i postacie. Monolog nabiera siły.
Bohater opowiada o całym swoim życiu. Jego opowieść, nie pozbawiona narracyjnego chaosu, pochodzi z naturalnej potrzeby zwierzenia osobie całkowicie nam obcej. Nie ingerując zbytnio w tok przemowy, zmusza ona niejako swoim milczeniem do dalszego ciągu. I choć często pojawiają się wspomnienia właściwie nie mające większego znaczenia, jak na przykład wątek o zakupie kapelusza, to połączone razem kreują coś na kształt spowiedzi. Bohater bez wahania porusza sprawy miej lub bardziej intymne, nie boi się nazywać swoich uczuć czy emocji. Jego monolog jest niezwykle szczery, pozbawiony dozy nierealności czy przechwalania się.
Wiesław Myśliwski wykreował postać bogatą w doświadczenia. Ciężkie czasy wojny i okresu tuż po niej, sprawiają, że bohater musiał zmagać się z wieloma przeciwnościami. Cudem ocalały, podjął naukę w rygorystycznej szkole, noszącej wiele znamion chorego systemu, uczył się gry na saksofonie, która to umiejętność w znacznym stopniu wpłynęła na jego dalsze losy. W jego opowieści pojawiają się też wspomnienia pierwszej miłości, trudu pracy, wątki rodzinne. "Traktat o łuskaniu fasoli" jest więc powieścią wieloaspektową, realna i pełną bliskiej nam tematyki.
Książka Myśliwskiego na pewno nie jest dziełem lekkim, nie jest też łatwa w odbiorze. Czytelnik sam musi ułożyć poszczególne wydarzenia, musi też samodzielnie wyciągnąć płynące z nich wnioski. "Traktat..." wymaga od odbiorcy pełnego skupienia, a poruszana tematyka nie niesie ze sobą funkcji rozrywkowej. Dla miłośników podobnej tematyki będzie to więc książka wyśmienita. Dla tych stojących po przeciwnej stronie barykady, stanie się męczarnią, w której nie zobaczą większego sensu.
Osobiście, choć doceniam książki trudne i poważne, nie będę wygłaszać peanów na cześć "Traktatu o łuskaniu fasoli". To, że w ogóle dokończyłam tę książkę, zawdzięczam własnemu uporowi (a to coś nowego) i chęcią sprawdzenia do ostatniej strony, jakim dziełem obdarzył literaturę Wiesław Myśliwski. Przyznam szczerze, że męczyłam się każdym zdaniem.
Podsumowując. Nie umiałabym nikomu polecić tej książki. Nie potrafiłabym też do niej zniechęcić. Chyba każdy sam musi przekonać się, czy jest to dzieło wartościowe. I z takim przesłaniem was zostawiam.