Kiedy w bibliotece widzi się książkę, o której pisał co drugi blog, to nie ma się nad czym zastanawiać. Gdy więc zobaczyłam Tygrysie Wzgórza na półce, szybko zgarnęłam je dla siebie. Pomimo tego, że nie jestem ogromną miłośniczką powieści obyczajowych połączonych z rozbudowanym, romansowym wątkiem. Wszystko to się na mnie zemściło - Sarita Mandanna niesamowicie mnie zmęczyła.
Autorka przenosi nas do XIX wiecznych Indii. Główną bohaterkę, Dewi, poznajemy już w chwili narodzin. Dziewczynka od najmłodszych lat zachwycała wszystkich mieszkańców rodzinnej wioski swoją nieprzeciętną urodą i dobrocią. Skradła też serce towarzysza dziecięcych zabaw - Dewannie, przełamując jego nieśmiałość i niechęć do ludzi. Już wtedy, kiedy oboje mieli zaledwie kilka lat, wiadome było, że ich losy złączą się aż do samej śmierci. Na razie jednak wywodzący się z bogatej rodziny chłopiec wykazuje się na polu nauki. Szybko przyswaja nową wiedzę, nie ma trudności z matematyką czy nauką języków. Dzięki rodzinnemu majątkowi i pomocy miejscowego misjonarza, dostaje się na prestiżowy indyjski uniwersytet. Wraz z przekroczeniem progu uczelni, życie Dewanny zmienia się koszmar...
W tym samym czasie Dewi snuje marzenia o przystojnym pogromcy tygrysów - Macu. Poznany wiele lat wcześniej mężczyzna, zawładnął sercem dziewczyny. I choć dzieliła ich różnica wieku czy pochodzenie, to nastoletnia Dewi wiedziała, że kiedyś połączy ich miłość. Zanim to się jednak stanie, musi odmawiać kolejnym prośbom o małżeństwo, narażając się nie tylko na niechęć rodziny, ale i całej społeczności. Obsesja, która wydawała się nie mieć przyszłości, w końcu staje się rzeczywistością. Pomiędzy piękną Dewi i odważnym Macu rozkwita uczucie, które zostaje brutalnie przerwane pewnego poranka.
Tygrysie Wzgórza to historia nieszczęśliwej miłości, niespełnionych marzeń i nadziei. To powieść pełna bólu i wzajemnych oskarżeń. To także obraz pełnej przesądów indyjskiej społeczności, zmagającej się z brytyjskim panowaniem. Każdy z pojawiających się w książce bohaterów przyciąga nieszczęścia jak magnes. Dewi, Dewanna, Macu, ich rodziny oraz znajomi - wszyscy borykają się z problemami, jakie złamałyby każdego człowieka. Ale oni uparcie prą na przód, a przeżyte nieszczęścia wydają się nie odciskać na nich żadnego piętna. A to ogromna wada Tygrysich Wzgórz. Wszystko wydaje się bowiem całkowicie nierealne. Bohaterowie z uporem maniaka przechodzą przez kolejne próby, prowokując tym samym kolejne przypadki. W świecie pełnym śmierci, przemocy, cierpienia i chorób oni czują się niemal jak w raju. Dewi dodatkowo próbuje złamać panujące w Indiach stereotypy, kreując się na kobietę pewną siebie, odważnie kroczącą przez wydeptane przez mężczyzn ścieżki. Spadająca na nią zewsząd krytyka tylko pobudza ją do dalszych działań. Fakt, może i nie miała innego wyjścia, ale jej sposób na życie i radzenie sobie z jego przeciwnościami, jest zupełnie nienormalny i wykraczający poza granice rozsądku.
Sarita Mandanna pewnie miała cudowny zamysł, w którym główna bohaterka staje się ideałem kobiety walczącej o swoje szczęście. Niemniej jednak jej losy pokazują, że ta walka została przegrana. W jej życiu nie udało się właściwe nic, w każdej dziedzinie poniosła porażkę. Jaka więc jest wymowa Tygrysich Wzgórz? By walczyć? By być sobą? By po każdej porażce podnosić się z kolan? Chyba nie bardzo. Cóż, może autorka chciała pokazać, że ktoś może mieć w życiu gorzej niż my. Tylko czy czytelnika udało się do tego przekonać?
Tygrysie Wzgórza miały poruszyć. Obraz nieszczęść ukazany w książce ma pobawić się z emocjami czytelnika. Kibicujemy bohaterom, mamy nadzieję, że w końcu zaznają szczęścia, odnajdą miłość i spełnienie. W zamian otrzymujemy smutek i kolejne porażki. W połowie powieści możemy już całkowicie wyzbyć się wszelkich nadziei na happy end. Tak jak i Dewi, Dewanna, Macu i inni. Sarita Mandanna odniosła jednak sukces. Jej książka zbiera wiele pochlebnych opinii, a ja jestem jedną z nielicznej grupy osób, dla których Tygrysie Wzgórza były taką małą drogą przez mękę. Książka oczywiście ma też parę pozytywnych cech. Najważniejszy będzie tutaj indyjski krajobraz, dla nas wciąż jeszcze egzotyczny. Autorka uzupełniła swoją powieść o kilka historycznych faktów czy kulturowych ciekawostek zgrabnie wplecionych w akcję Tygrysich Wzgórz. Książka ta nie wymaga też od nas intelektualnego wysiłku, a prosty język pozwala na sprawne przemierzanie kolejnych stron. Gdyby jeszcze autorka dopełniła to chociaż jedną postacią, którą można polubić, Tygrysie Wzgórza byłby dziełem znośnym. A tak powstało coś, co właściwie nic nie wnosi do naszego życia. Nawet odrobiny rozrywki.