Na pewno wielu z was kojarzy Colsona Whiteheada, który ma na swoim kocie takie książki jak Miedziaki czy też Kolej podziemna. Otrzymał za nie dwa Pulitzery. Jest to dla mnie pierwsze spotkanie z tym autorem. Jakoś wcześniej (mimo że słyszałam o jego książkach) nie byłam zainteresowana poprzednimi dziełami Whiteheada.
Dla swoich klientów i sąsiadów ze Sto Dwudziestej Piątej Ulicy w Harlemie Ray Carney jest uczciwym sprzedawcą niedrogich mebli, prowadzącym przyzwoite życie i dbającym o żonę, która właśnie spodziewa się drugiego dziecka. I nawet jeśli zamożni rodzice Elizabeth nie akceptują ani zięcia, ani jego ciasnego lokum naprzeciw stacji metra, on właśnie tutaj czuje się jak w domu.
Niewiele osób wie, że Ray trzyma sztamę z grupą bandytów i oszustów z przedmieścia. Czasy są trudne, z kasą jest cienko, interes z sofami na raty kręci się raczej niemrawo, więc jeśli jego kuzyn Freddie od czasu do czasu podrzuca mu jakiś pierścionek czy naszyjnik, Ray nie wnika, skąd się wzięły. Zna dyskretnego jubilera, który też nie zadaje pytań.
Wkrótce Freddie dołącza do ekipy, która planuje obrabować luksusowy hotel, a interes Raya ma posłużyć za zasłonę dymną. Napad, jak należało się spodziewać, nie przebiega zgodnie z planem i Ray musi znaleźć nowych klientów. Podejrzanych gliniarzy, bezwzględnych lokalnych gangsterów, przedstawicieli branży porno i wszelkiego rodzaju najgorsze szumowiny z Harlemu – żeby przeżyć, nie może być zbyt wybredny.
Książka zabiera nas do lat 60. ubiegłego wieku. W Nowym Jorku poznajemy naszego głównego bohatera. Ray Carney jest bardzo pracowitym człowiekiem prowadzającym własny biznes. Prowadził legalny sklep, ale szemrane interesy, kredyty, kradzieże oraz oszustwa zaczęły być codziennością dla niego. Staje się kimś w świecie gangsterskim. Wszystko zaczyna mu się układać... Aż do czasu... gdy przyjdzie mu zapłacić za swoje czyny. Rytm Harlemu to opowieść o dążeniu do zarabiania pieniędzy, walki z przeciwnościami i nowojorskim półświatkiem. Autor świetnie przedstawił tło społeczne Ameryki w latach 60. Mamy tutaj walki gangów, przepychanki z policją, uliczne zamieszki (nawiązanie do sytuacji z 1964 roku).
Panuje tu mroczny klimat, a sam Harlem został przedstawiony tak obrazowo, że bez problemu możemy poczuć się tak jakbyśmy tam byli. Jest to dzielnica głównie zamieszkiwana przez Afroamerykanów. Można zauważyć też, że pełno tam kontrastów — z jednej strony piękne wille, z drugiej slumsy, wykwintne restauracje i podejrzane lokalne. Rytm Harlemu to powieść z gatunki literatury pięknej, ale znajdziecie tutaj trochę kryminału, który został połączony z powieścią historyczną oraz obyczajową. Książka ukazuje zmiany społeczne lat 60., barwne życie i problemy rasowe nowojorskiej dzielnicy. Pokazuje jaki wpływ ma na człowieka zło i szemrane interesy. Jak daleko można się posunąć, by osiągnąć swoje cele?
Jestem pewna, że nie każdemu przypadnie do gustu taka książka. Mnie jednak wciągnęła i myślę, że dla fanów tego autora jest to pozycja obowiązkowa. Język jest lekki, a akcja ciekawa, dzięki czemu książkę szybko się czyta. Jeśli jesteście ciekawi, jak toczyło się życie Afroamerykanów w latach 60., to ta książka na pewno zaspokoi waszą ciekawość. Jest to pewnego rodzaju hołd dla Harlemu.