Bardzo długo dojrzewałam do tego, by czytać literaturę science-fiction. Problem z nią miałam taki, że chłonęłam wątki „fiction”, a tam, gdzie zaczynało się „science”, czyli zasadniczo to, co każdego fana tego gatunku powinno najbardziej fascynować, „wyłączałam się”. Mogłabym tu napisać krótką rozprawkę o tym, jak program szkoły podstawowej w latach, kiedy do niej uczęszczałam, potrafił przynajmniej mnie zniechęcić do sięgnięcia po powieści Lema, ale to nie temat na dziś. Nadmienię tylko, że żeby zakochać się w twórczości Lema najpierw przez wiele lat czytałam o samym pisarzu i o tle powstawania jego książek, by w końcu ponownie odważyć się po nie sięgnąć.
A dlaczego wspominam o Lemie, gdy zamierzam napisać Wam kilka słów o powieści "Podarować niebo" Romualda Pawlaka? Otóż gdy w sieci pojawiła się zapowiedź tej książki, a przed oczami mignęła mi grafika okładkowa, uległam złudzeniu, że Wydawnictwo Literackie promuje kolejną powieść naszego największego pisarza science-fiction. Nigdy nie ukrywałam, że oceniam książki po okładkach, zresztą ci, którzy mnie znają, wiedzą, że mam powiązania ze sztukami plastycznymi, zatem nie mogłabym zachowywać się inaczej. I zarówno skojarzenie z Lemem, okładka autorstwa Artura Rudnickiego, to, że o Pawlaku słyszałam wiele dobrego, a wciąż nie poznałam jego dzieł, jak i fakt, że wydania Podarować niebo podjęło się Wydawnictwo IX (już kiedyś wspominałam, że ich książki „biorę w ciemno”) sprawiły, że musiałam mieć egzemplarz u siebie. I kiedy Magda Paluch z Grozowni poprosiła mnie o napisanie grozopinii, ucieszyłam się – niestety moja hałda (już od dawna nie stos) wstydu rośnie i czasem potrzebuję dodatkowej motywacji, by wziąć się za tę, a nie inną książkę. Jednak gdy Podarować niebo zostało nominowane do Literackiej Nagrody im. Jerzego Żuławskiego i uzyskało Złote Wyróżnienie 2021, zaczęłam się zastanawiać, cóż więcej ja – zwykły miłośnik literatury – mogę powiedzieć o tej książce, gdy wypowiedziało się o niej już wielu literaturoznawców. Zatem nawet jeśli nie napiszę nic odkrywczego o tej powieści, podzielę się z Wami moimi wrażeniami z lektury. A nuż okażą się dla Was interesujące.
Ad rem. W wyniku błędu nawigacyjnego ziemski statek kosmiczny trafia na obcą planetę. Powrót na Ziemię w tej sytuacji jest niemożliwy, trzeba czekać, aż statek zostanie namierzony i pojawi się szansa opuszczenia nieznanego miejsca. Okazuje się, że zamieszkuje je prymitywna rasa. Dla jednych członków załogi Skorpiona poznawanie jej zwyczajnie jest stratą czasu, a dla innych tubylcy stają się świetnym materiałem do badań. Niezainteresowani załoganci mogą wybrać opcję hibernacji, pozostali – zbierać informacje o autochtonach. Czy warto wspomagać ich rozwój? Tu zdania są podzielone, a między członkami załogi zaczyna narastać napięcie. Konflikty dotyczą nie tylko kwestii badawczych. Co może się dziać, gdy na małym skrawku przestrzeni niewielka grupka osób zostanie skazana tylko na siebie? A do tego okazuje się, że sam fakt utknięcia na obcej planecie nie jest największą komplikacją? Nie wszystko wszak da się przewidzieć…
Przede wszystkim muszę stwierdzić, że "Podarować niebo" to kawał dobrej fantastyki w klasycznym stylu. Warsztat na wysokim poziomie, słownictwo – precyzyjne, wyważone, mam wręcz ochotę użyć słowa „idealne”. W dodatku gdzieniegdzie pojawiały się słowa niemal nieużywane dzisiaj, jak chociażby „sztubacki”, nadające zdaniom takiego charakteru, że czasem zamiast skupiać się na fabule, czytałam je po kilka razy, by pozachwycać się samym brzmieniem. Powieść jest napisana z taką klasą, wprawą i kunsztem, że naprawdę trudno się do czegoś przyczepić. Może jedynie do Fostera, który wciąż zaciskał zęby (czy jest stomatolog na pokładzie? ;)), i do unoszenia się w górę, bo mimo że fantastyka pozwala na szerokie naginanie rzeczywistości, nie mogę sobie wyobrazić, by coś unosiło się w dół, względnie opadało w górę. Na uwagę zasługują porównania, zresztą środki stylistyczne, których używał autor, ponownie potwierdzają, że wie, czym jest stara, dobra fantastyka i jak ją pisać. Humor – na poziomie, choć odnoszę wrażenie, że nie każdy przeciętny czytelnik jest w stanie wychwycić pewne „smaczki”. Nie polecę tej książki początkującemu fanowi fantastyki, jednak bez cienia wątpliwości zarekomenduję ją jako rewelacyjną.
Pisząc o "Podarować niebo", nie sposób nie wspomnieć o bohaterach książki. Jak już wcześniej nadmieniałam, mamy do czynienia z grupką ludzi (nie będę wymieniać każdego z osobna) skazanych na siebie. Zaznaczam, że to są LUDZIE, którzy, oprócz wykonania misji naukowej, mają do zaspokojenia swoje potrzeby, posiadają przyzwyczajenia, których nie wyzbywają się nawet w ekstremalnych okolicznościach, uczucia – te, które pomagają im przetrwać w trudnej sytuacji, i te, które sprawiają, że są w stanie popaść w obłęd. Przede wszystkim zaś są to LUDZIE zmuszeni sobie radzić w rzeczywistości, w której się znaleźli. Podkreślam słowo „ludzie”, gdyż nie raz w przypadku innych książek zdarzyło mi się natykać na zrobotyzowane jednostki biologiczne, które podczas misji zapominają o swoim pochodzeniu czy człowieczeństwie. Romuald Pawlak zarysował postaci fenomenalnie. I znów to nie „science” mnie porwało, a to, co dzieje się w głowach poszczególnych członków załogi, jak rozwijają się więzi pomiędzy nimi, jak dojrzewają do pewnych decyzji, jak czasem walczą… z samymi sobą. Aż ciśnie mi się na usta pytanie: „Czy tacy ludzie faktycznie są w stanie wesprzeć rozwój istot z innej planety?”. Bynajmniej nie mówię tu o rozwoju technologicznym. Zresztą, jak wyczytacie w jednym z fragmentów powieści: „Człowiek jednak wszędzie, bez względu na okoliczności, pozostaje taki sam…”.
To właśnie cenię w science-fiction najbardziej – że pobudza do refleksji nad aktualną kondycją ludzkości.
Podsumowując, "Podarować niebo" to powieść napisana z klasą, wyczuciem, tak przemyślanie, że czasem miałam wrażenie, że to nie akcja książki mnie porwała, a warsztat autora oczarował. Zresztą to nie fabuła w tym dziele jest najważniejsza, a przemyślenia, do których nas skłania.
Polecam.
https://grozownia.pl/2021/11/20/podarowac-niebo-romuald-pawlak/ mniej