Bardzo rzadko zdarza się, by jakaś książka mi się nie spodobała, bo zawsze staram się wybrać spośród wszystkich to, co mam pewność, że mi się spodoba i w większości przypadków to się sprawdza.
Niestety ,,Minaris. Syn Oriona. Księga I" Marii Garbień mi nie podeszła. Nie jest to zła powieść, jednak czytając ją niekiedy czułam już znużenie i tak naprawdę, gdyby nie to, że otrzymałam ją od Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl to raczej bym jej nie skończyła.
Adrian prowadzi zwykłe życie nastolatka, aż do czasu gdy za sprawą elfa Rameya teleportuje się portalem do Pierwszego Magicznego Świata Minaris, których łącznie jest aż cztery. Musi stanąć naprzeciwko rodzinnym sekretom, intrygom oraz przepowiedni, która odmieni jego życie na zawsze.
Opis brzmi może trochę oklepanie, ale jednak zainteresowały mnie elfy oraz te cztery tajemnicze światy. Staram się nie nastawiać źle na coś, co może być naprawdę dobre przez uprzedzenia, dlatego postanowiłam przeczytać i wyrobić sobie własną opinię. Niestety muszę przyznać, że czuję się zawiedziona kreacją światów, bo autorka przekazuje nam jedynie nadmiar ich nazw i informacji, których i tak nie da się spamiętać, by następnie używać ich nazw obcojęzycznych na przemian z tymi polskimi, co nie ma totalnie sensu, bo tym bardziej wszystko się miesza.
Samych światów zbytnio nie da się posmakować na kartach tej powieści, gdyż opisy są za krótkie, mało rozbudowane i obydwa światy, jakie pojawiły się w księdze I, niczym się prawie nie różnią, jeśli chodzi o wygląd, charakterystykę, jedynie tym, że są tam inne państwa, ale niczym więcej. Chodzi mi np. nawet o samą różnicę jakichś roślin, drzew, wyglądu trawy. Może czepiam się głupoty, ale skoro są dwa oddzielne światy, to fajnie by byłoby, gdyby jakoś się różniły, a nie tylko tym, że w drugim mieszkają ludzie, elfy i dragonici, a w pierwszym gobliny, duchy, zjawy i elfy, bo to prawie, jak gdyby był to ten sam świat.
Nie byłabym rozczarowana, gdyby chociaż bohaterowie mieli przed sobą prawdziwe niebezpieczeństwa, bo tak naprawdę to wszystko się im udaje, np. dwaj bohaterowie chcą uratować niewolników i walczą dwaj na dziesięć goblinów i uwaga... ich walka trwa mniej niż pięć zdań i wygrywają, a przecież jeszcze przedtem jeden z nich totalnie nie potrafił obsługiwać się mieczem, bo mieszkał w niemagicznym świecie, a teraz nagle ,,magicznie" potrafi już wszystko. Ale to niejedna była taka sytuacja, a przez całą historię przewijają się tym podobne. Wszystko idzie im zbyt za łatwo, nie ma żadnych niebezpieczeństw, bo wszyscy radzą sobie z nimi szybko i bezproblemowo.
Z żalem przyznaję, że kreacja bohaterów nie jest najlepsza, a tak naprawdę to nie ma jej wcale. Oni są jak kukiełki, sztuczni i tacy mało prawdziwi. Przecież Adrian tyle co prowadził zwykłe życie i trafia do Pierwszego Świata Minaris, gdzie odnajduje się świetnie, nagle nauczył wybitnie posługiwać się bronią, prawie nie myśli o swoim dawnym życiu, żadne niebezpieczeństwa nie są mu straszne, potrafi poradzić sobie w każdej sytuacji... i niestety jak można odgadnąć żadnego z nich nie polubiłam.
Nie mogę nawet docenić stylu pisania, gdyż może czyta się szybko i przyjemnie, ale opisy czegokolwiek są za krótkie i szybko urywane. Coś się dzieje, ktoś dochodzi i ciągle powtarza się prawie to samo, że Adrian szybko wyjaśnił mu co się wcześniej działo, co jest nudne i miałoby sens, gdyby ciągle się nie powtarzało.
Reasumując nie chcę już pisać więcej, a byłoby o czym. Po prostu nie lubię krytykować książek, bo prawie nigdy mi się to nie zdarza. ,,Minaris. Syn Oriona. Księga I" to nie jest zła historia (dla mnie jest, ale dla Was nie musi taka być), być może ja znalazłam w niej same minusy, ale komuś może przypaść do gustu. Może liczyłam na coś innego, a to, co dostałam niezbyt mi się spodobało, za dużo absurdów, ale jeśli chcecie sięgnąć po tę książkę, to zastanówcie się, czy za szybka akcja, brak kłód pod nogami bohaterów, nadmiar nazw nie będzie Wam przeszkadzać? To mogła być fajna przygoda, lecz trzeba się do niej odpowiednio nastawić. Ode mnie 2/10 za ładne ilustracje w środku książki, śliczne wydanie i małą liczbę błędów w tekście, bo niestety przyjemności z czytania nie miałam.