W lipcu obchodziliśmy 50. lecie lądowania na księżycu, więc konsekwentnie rozszerzam swoją wiedzę na kosmiczne tematy i zaczytuję się w pozycjach since fiction - traktujących właśnie o ludzkich podbojach wszechświata.
Tak trafiła w moje ręce krótka w formie książka z 1960 roku spod pióra Algisa Budrysa - "Ten cholerny księżyc".
Na naszym srebrnym satelicie znaleziono tajemniczą formację, którą próbujemy dokładnie zbadać. Jednak nie jest to takie proste jak mogłoby się wydawać. Badacze są wysyłani na księżyc na zasadzie teleportacji - ciało zostaje na ziemi, a do zbierania informacji rusza sobowtór, replika badacza. Ta sama osoba w dwóch ciałach. Nieznana formacja jednak stawia opór, wielu ochotników traci zmysły i życie. Doktor Edward Hawks; przewodniczący tych oczywiście ściśle tajnych badań wykonywanych na zlecenie amerykańskiej marynarki wojennej, chce w końcu posunąć się o krok dalej; poszukuje, więc nowego ochotnika. Tym razem o określonej charakterystyce psychologicznej.
Tak, więc następnym śmiałkiem staje się Al Barker, człowiek, który śmierci się nie boi i od wielu lat balansuje na jej krawędzi, śmiejąc się jej w twarz, stale kusząc los. Tym razem wszyscy mają nadzieję na powodzenie misji.
"Klasyczna powieść since fiction" - tak brzmi fragment opisu książki, ale moim zdaniem nie jest on do końca zgodny z prawdą. Dla mnie była to powieść z gatunku literatury obyczajowej, o poszukiwaniu sensu istnienia.
Jak często będąc "innym" od otaczającego nas społeczeństwa, musimy udawać by być akceptowanym, bo czego byśmy nie robili i nie mówili każdy z nas pragnie właśnie tej akceptacji.
Powieść, mimo że została napisana w ubiegłymi wieku nie zestarzała się prawie w ogóle. Język i styl również są bardzo współczesne. Każda ze stworzonych przez autora postaci jest inna i na swój sposób intrygująca, a znamienitą częścią narracji są dialogi, co sprawia, że czas spędzony na jej zgłębianie mija błyskawicznie.
Człowiek jest istotą pełną sprzeczności. Często chcemy się rozwijać, a mimo to tkwimy w miejscu. Zbieramy informacje, doświadczenia - mamy wszystko by zrobić krok naprzód. Jednak coś nam na to nie pozwala i żyjemy tworząc hologram nas samych - taki do jakiego przywykli inni.
A może to właśnie rozwój jest meritum naszej egzystencji i tylko my jesteśmy za niego odpowiedzialni? A co z tym wszystkim, co musimy poświęcić by ten cel, który w końcu znaleźliśmy - zrealizować? Czy tylko strach trzyma nas w miejscu?
Można snuć wiele interpretacji treści i tytułu, bo każdy z nas dostaje w życiu taki księżyc. Polecam jeżeli lubicie snuć filozoficzne rozważania o życiu, stawiać sobie pytania, na które być może nigdy nie znajdziecie odpowiedzi.
Myślę, że fanom since fiction chyba nie muszę jej polecać, bo zapewne ją dobrze znają?