🖤💛 RECENZJA PATRONACKA 💛🖤
"Zawsze się wyróżniałem. Czułem, że jestem inny, a ludzie reagują na mnie współczuciem, kpiną lub odrazą. Miałem jednak swoją rodzinę. Właśnie... miałem, bo nagle osoby, na których polegałem i które kochałem całym sobą odwróciły się ode mnie. Zostałem na tym okrutnym świecie sam. Nie licząc tego wewnętrznego głosu, który nie daje mi spokojnie żyć i codziennie przypomina jak bezużytecznym jestem człowiekiem. A ja jestem tylko dzieckiem. Chłopcem szukającym miłości, troski, opieki i zrozumienia. Zamiast tego zmagam się z bólem, odrzuceniem, stratą i strasznymi wspomnieniami. Czy to się kiedyś skończy? Czy ktoś mnie w końcu pokocha?"
Jolę Żuber miałam okazję poznać jako autorkę thrillerów, które trzymają w napięciu od pierwszej do ostatniej strony i zaskakują pomysłowością, ale też brutalnością. Nie inaczej było też w przypadku "Natręctwa". Jednak ta książka to nie jest zwyczajny thriller, który spędza sen z oczu. To genialna kombinacja dynamicznej, pełnej napięcia i niespodziewanych zwrotów akcji fabuły i rozdzierających serce losów dwóch zagubionych chłopców, którzy dążą do tego, by być kochanym.
Do tej pory byłam przyzwyczajona do krwawych, a momentami wręcz odrażających i kontrowersyjnych historii, którym daleko było do świata zwyczajnych ludzi i ich problemów. I nagle pojawia się "Natręctwo", które całkowicie wymyka się tym ramom.
W najśmielszych wyobrażeniach nie spodziewałam się takich emocji. O ile strach, niepokój i odraza nie są czymś oryginalnym dla książek tego gatunku, o tyle łzy, które wylałam podczas czytania są dla mnie kompletnym zaskoczeniem. Jak się okazuje, nie tylko przy romansie i literaturze obyczajowej można się wzruszyć i zżyć z bohaterami.
A jeśli o bohaterach mowa... Tomek i Kuba to dwaj chłopcy, tęskniący za prawdziwą, kochającą się rodziną. Ich przeszłość i niewiarygodnie trudne doświadczenia sprawiły, że obaj znaleźli się w tym samym miejscu. W rodzinie, która stara się przywrócić im szczęście, ale przecież nie tak łatwo posklejać serce, które, niczym spadające lustro, rozbiło się na setki kawałków.
Losy Tomka i Kuby z jednej strony mrożą krew w żyłach, a z drugiej, wywołują lawinę współczucia. Krzywda dzieci to temat, który z pewnością porusza większość ludzi. A tutaj tej krzywdy znajdziemy naprawdę mnóstwo. Zresztą, nie tylko krzywdy, ale także konsekwencje, które ze sobą niesie. A te mogą być druzgocące.
Autorka w przystępny, ale niezwykle wciągający sposób przedstawia nam wyjątkową opowieść o cierpieniu i tęsknocie za miłością rodzica. Wywołuje w nas mnóstwo emocji. Sprawia, że, z rosnącą fascynacją, odkrywamy mroczne zakamarki nastoletnich umysłów i z przerażeniem, ale i ciekawością śledzimy losy Tomka, Kuby i pozostałych postaci, bez których ta książka nie byłaby tak niesamowita. Jest też zakończenie, które oszałamia i wzburza, ale moim zdaniem pasuje tutaj idealnie.
"Natręctwo" to książka wyjątkowa pod każdym względem. Czytając, spodziewajcie się niespodziewanego, bo to, co tutaj odkryjecie, nie pozwoli Wam zasnąć. I chociaż moje serce zostało rozdarte, to jestem niesamowicie dumna, że właśnie tej książce mogę patronować. Jolu, przeszłaś samą siebie. A jeśli i Wy chcecie poczuć ten jedyny w swoim rodzaju klimat, czytajcie! Po tę historię można sięgać z zamkniętymi oczami. Pamiętajcie jednak, że "Natręctwo" to kontunuacja, więc jeśli chcecie poznać bliżej Tomka i Kubę, musicie najpierw sięgnąć po "Impuls". W obu przypadkach gwarantuje niesamowite wrażenia.