Jak wiele pecha może mieć jedna osoba? Tekla Nuszka mogłaby opowiadać o tym godzinami i gdyby miała zapędy pisarskie, pewnie przedstawiłaby nam grube tomiszcze zapisków ze swojego nieszczególnie szczęśliwego życia.
Czekałam na drugi tom przygód Tekli Nuszki, bo ilość pechowych przygód z tomu pierwszego dały mi do myślenia, ile jeszcze nieszczęść Tekla może znieść. Okazało się, że limit pecha jakby wykorzystała, a nad jej znękaną głową w końcu zaświeciło słońce. Wygrała sporą sumkę w loterii, dostała niezłą posadę (co prawda w dziwnych okolicznościach) i w końcu poznała fajnego faceta, dla którego jest ważna. Czyżby tony amuletów i setki kolorowych świec w końcu przyniosły efekt?
A jednak komuś osoba Tekli musiała zawadzać, bo pojawiły się sytuacje zagrażające jej zdrowiu, a nawet życiu. Dochodzenie w wyjaśnieniu tych „zbiegów okoliczności” prowadzi dwójka poznanych wcześniej policjantów, ale sama Tekla nie nadaje tym wypadkom jakiegoś większego znaczenia. Prędzej Dominika popadła w panikę i tworzyła przeróżne teorie spiskowe. Podczas przesłuchań wyłania się nieco inny obraz „szczęścia”, jakim Tekla się otacza. Z rozmów z potencjalnie podejrzanymi wynika, że Tekla stała się jakby wirusem, który sprowadza nieszczęście na wszystkich, z którymi się spotkała. Aż kręciłam głową z niedowierzaniem, gdy teoretycznie wykształceni i światowi ludzie oskarżali koleżankę o czary, rzucanie uroków i wszystkie możliwe nieszczęścia, całkiem zatracając logiczne myślenie. Autorka włożyła w treść mnóstwo sarkazmu i wcale nieskrywanej ironii. Ta „mgła mózgowa” poszkodowanych z powodu znajomości z Teklą to istna komedia i fajne pokazanie, jak łatwo całą winą obarczyć kogoś innego, oczyszczając jednocześnie własne sumienie.
Sam wątek kryminalny jest tak delikatny, że praktycznie niezauważalny. Nieco żałuję, że nie było w tej części kontynuacji potyczek z Dobromirskim i przestępczym światkiem. Ta historia w tym tomie została wyciszona, może rozwinie się w kolejnych częściach. Bardzo na to liczę. „Nieszczęście w szczęściu” skupia się przede wszystkim na rozwiązaniu zagadki ataków na Teklę. Mniej jest o zabobonach, ale więcej o amuletach przynoszących szczęście i świecach „na emocje”. Nieco zawiodłam się rozwiązaniem zagadki. Spodziewałam się, że tej kwestii zostanie poświęcone więcej uwagi, ale niestety, tak się nie stało.
To moja jedyna uwaga co do treści bo styl autorki jest świetny. Lekki i obrazowy. Czułam się jak na spotkaniu z rozgadaną koleżanką.
Z pewną sadystyczną przyjemnością czytałam o relacjach Tekli z przyszłą teściową i przyznaję, że z równie wielką radością czekam na rozwinięcie tego wątku w części trzeciej. To może być naprawdę dobra opowieść.
Drugi tom niestety nie jest lepszy od pierwszego, ale i tak przyjemnie spędziłam czas, czytając tę komedię kryminalną. Ten gatunek przypadł mi szczególnie do gustu, bo odpoczywam i poprawiam sobie humor po ciężkim dniu. Może nie jest to wysokich lotów literatura, ale czy wszystkie książki muszą nią być? Otóż nie. Uważam, że każda książka powinna spełnić swoje zadanie, a seria „Zezowate szczęście Tekli” świetnie sobie z misją poradziła. „Nieszczęście w szczęściu” to idealna książka na weekendowe czytanie. Można przy niej odpocząć, zrelaksować się, a nawet momentami zaśmiać. Ja odpoczęłam, miło wspominam lekturę i czekam na kolejne przygody bohaterów.
Dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka za egzemplarz do recenzji.