Jestem okładkową sroką i przyznaję się do tego bez bicia. Jeśli książka ma ładną lub po prostu przyciągającą okładkę, istnieje większe prawdopodobieństwo, że po nią sięgnę. Wiem, że nie powinno się tak robić, no ale cóż ja poradzę? Kiedy w zapowiedziach przedstawiałam Tam, gdzie diabeł mówi dobranoc wiedziałam, że przeczytam tę pozycję. Jej okładka przykuła mój wzrok od początku, a opis z tyłu jeszcze bardziej utwierdził w przekonaniu, że będzie to coś dla mnie. Jednak czy na pewno?
Daria to typowa kobieta sukcesu: świetnie płatna praca, cudowne mieszkanie i przystojny mężczyzna u boku. W stolicy czuje się jak ryba w wodzie, jednak jej szef ma dla niej nie lada wyzwanie. Wysyła ją na pół roku na Śląsk, gdzie będzie musiała nadzorować pracę jednego z oddziałów firmy. Wiadomo, że Śląska nie ma co porównywać do Warszawy, więc Daria nie cieszy się z takiego obrotu spraw. W dodatku będzie musiała porzucić swój apartament na rzecz mieszkania w domku starszej pani na obrzeżach miasta. Kiedy kobieta spotyka na swojej drodze Artura, przystojnego górnika okazuje się, że trafiła kosa na kamień. Mężczyzna nie ma zamiaru kłaniać się przed “wielką panią z miasta” i traktuje ją wręcz lekceważąco. Oboje kierowani znanymi im stereotypami, postanawiają podjąć grę. Tylko kto w niej będzie wygranym?
Główną bohaterką jest właśnie Daria. Chyba nie zaskoczę nikogo tym, że na początku nie poczułam do niej żadnej sympatii. Wydała mi się zbyt zapatrzona w siebie i swoje sukcesy, a patrząc przed siebie, widziała tylko czubek własnego nosa. No, taki typ człowieka mnie automatycznie odrzuca. Jednak im dalej w ten przysłowiowy las, tym bardziej Daria zaczynała pokazywać swoją “lepszą” twarz. Ta bohaterka wzbudziła moje zainteresowanie głównie ze względu na to, że wykonywała zawód, w którym i ja się kształciłam: była logistykiem. Ten aspekt akurat sprawił, że nawiązałam z nią pewną więź, ale i tak doceniłam ją dopiero później.
Drugim bohaterem, który odgrywał tu pierwsze skrzypce, jest Artur. Mężczyzna pracowity, z dobrym sercem i pewny siebie. Za jego ucieranie nosa Darii bardzo go polubiłam. Wydał mi się mężczyzną, który nie daje sobie łatwo wejść na głowę i nie robi na nim wrażenia pochodzenie czy status społeczny. Ponadto wzbudził mój podziw. Praca w kopalni nie jest łatwa i przyjemna i z mojego punktu widzenia wymaga sporej odwagi. Swoją drogą, autorka zaplusowała u mnie właśnie tym wątkiem, ponieważ była to pierwsza powieść, w której któryś z bohaterów pracował jako górnik.
Teraz słów kilka o samej fabule. Nie spodziewałam się turbo oryginalnej historii, ponieważ umówmy się: w literaturze było już praktycznie wszystko. Domyślałam się, że ta powieść będzie trochę schematyczna i nie pomyliłam się. Relacja głównych bohaterów rozwijała się w sposób łatwy do przewidzenia, wszelkie zwroty akcji również nie zrobiły na mnie zbyt dużego wrażenia. Jednak nie piszę tego, by pojechać po tej pozycji jak po łysej kobyle.
Choć Tam, gdzie diabeł mówi dobranoc jest właśnie oparta na utartym już schemacie, to czyta się ją bardzo przyjemnie i szybko. Mogłabym narzekać, że nie było tu nic oryginalnego, ale mnie wystarczyło to w zupełności. Bardzo dobrze bawiłam się podczas lektury, historia mnie wciągnęła bez reszty, a na mojej twarzy niejednokrotnie pojawiał się uśmiech, gdy któryś z bohaterów powiedział zabawną kwestię.
Powieść Weroniki Tomali jest doskonałym przykładem tego, że nie trzeba wymyślać skomplikowanej fabuły, żeby skonstruować dobrą historię i dobrze wykreować swoich bohaterów. Jest to lekka lektura, która idealnie sprawdzi się zwłaszcza teraz, gdy robi się coraz cieplej i można oddawać się czytaniu na świeżym powietrzu.
Jeśli lubicie powieści obyczajowe i romanse, które są wciągające, zabawne i lekkie, to jak najbardziej polecam właśnie tę pozycję.