Jak wielokrotnie wspominałam, rzadko sięgam po tytuły związane z naszym rodzimym podwórkiem. Mam spory problem z odnalezieniem się w literackiej rzeczywistości miejsc, które dobrze znam. Ze Śląskiem co prawda nie jestem zbyt mocno związana (to prawdopodobnie Patrycja powinna napisać recenzję tej książki!), ale wciąż walczę z wygodnymi przyzwyczajeniami, które nakazują siedzieć w literaturze obcej. Tym oto sposobem w moje ręce trafiła książka Weroniki Tomali ,,Tam, gdzie diabeł mówi dobranoc'', którą mogłam przeczytać dzięki uprzejmości serwisu
www.nakanapie.pl.
Przedstawiona tutaj historia to kolejne podejście do dość dobrze znanego, ale wciąż niekoniecznie oklepanego schematu, w którym przyciągają się do siebie przeciwieństwa z dwóch różnych światów. Daria to kobieta sukcesu prosto z Warszawy. Tak naprawdę osiągnęła w życiu wszystko - stabilna pozycja w firmie, narzeczony, plany na przyszłość i czas po brzegi wypełniony pracą. Czy to wszystko jest jednak gwarancją szczęścia? Początkowa niechęć do wyjazdu w delegację na Śląsk zmienia jej życie oraz nastawienie do wielu spraw o sto osiemdziesiąt stopni, zaś znajomość z przystojnym, odrobinę złośliwym górnikiem Arturem to dopełnienie przygody, jaką przeżywa w Rybniku. Nie brakuje tutaj humoru, śląskiej gwary, ludowych mądrości oraz lokalnej kuchni. W dużym skrócie - to jest swego rodzaju literackie kompendium wiedzy na temat życia na Śląsku i niewątpliwie jest to najmocniejszy element tej książki.
Właściwie odpowiadało mi tutaj wszystko - włącznie z kreacją bohaterów, co nie zdarza się często. Oczywiście, Daria miała swoje momenty słabości, jednak w ostatecznym rozrachunku nie wadziło mi to tak bardzo, jak często bywa w powieściach tego typu. Podobał mi się humor, podobało mi się wykorzystanie wątku wielobarwności Śląska oraz podobały mi się relacje między postaciami. Niewątpliwie na największą uwagę zasługuje zażyłość, jaka połączyła Darię ze staruszką, u której zamieszkała; pani Jadwiga w bardzo prosty, o ile nie banalny sposób stworzyła domową atmosferę i stopniowo przekonywała do niej nawet zagorzałego mieszczucha, zaś ogólna, początkowa postawa kobiety sukcesu prowadziła do wielu sytuacji, w których uśmiech pojawił się na moich ustach.
Jedyne ,,ale'', jakie mogłabym wystosować, to chyba właśnie przepaść między światami. Może to tylko moje wrażenie, może literacki fakt, ale nie potrafię pozbyć się myśli, że świat wielkich miast często jest w takich książkach odrobinę demonizowany. Oczywiście nie zaprzeczę temu, że życie w stolicy czy każdym innym większym mieście tego kraju to nieustanna pogoń za karierą oraz pieniędzmi, ale nie lubię popadania w tego typu skrajności. Jednocześnie chyba marzy mi się powieść, w której odwrócimy tę sytuację, ale bez zbędnej przesady. Może wy znacie książki, w których główna bohaterka z prowincji zjawia się w mieście i musi przeanalizować wszystkie swoje dotychczasowe wartości w zestawieniu ze światem pięknych i bogatych, ale jednocześnie miasto nie jest pokazane jako synonim wielu możliwości, zaś wieś jako zaścianek? Kiedy tak o tym myślę, to chyba całkiem fajny pomysł na jakąś pracę naukową.
Podsumowując, mogę powiedzieć, że książka była bardzo przyjemna. Zero wulgarności, brutalności czy przesady. Czytało się ją naprawdę szybko. Sposób pisania autorki jest lekki, nieprzesadzony, niekoniecznie wystylizowany. To po prostu taka podręcznikowa obyczajówka, w której romans wcale nie odgrywa głównej roli. Według mnie jest to idealna kandydatka na towarzystwo na jeden długi, letni wieczór, kiedy potrzebujecie odpoczynku po pracy czy chwili relaksu w wannie pełnej piany. Wątpię, że do tej konkretnej historii jeszcze wrócę - ostatecznie nie zrobiła na mnie oszałamiającego wrażenia - ale po twórczość autorki na pewno niejeden raz sięgnę.