Jako miłośniczka historii o skandynawskich wojownikach nie mogłam oprzeć się pokusie lektury. „Wychowany wśród wikingów” zapowiadał krwawą i pełną emocji przygodę. Niestety, debiut Dariusza Lubińskiego nie spełnił tych oczekiwań.
Mamy tu zgrabną fabularnie historię, opartą na solidnym materiale faktograficznym. Autor przenosi nas w odległą przeszłość - do około X wieku. Poznajemy głównego bohatera Einara Einarssona zwanego Łucznikiem, który wraca ze swojego pierwszego wikingu. Chłopiec do tej pory wychowywał się jako przysposobiony syn Knuta Żarłoka na Jutlandzkiej Równinie. Wraz z przybranym bratem Flossim od dziecka zgłębiał tajniki walki, by w przyszłości walczyć ku chwale Odyna. Jego uporządkowany świat, burzy nagła wiadomość o prawdziwym pochodzeniu. Einar nie jest Waregiem
[1], jak dotąd sądził, pochodzi z ludu Słowian. Pokonanie człowieka odpowiedzialnego za krzywdy jego prawdziwej rodziny, otworzy przed młodym wojownikiem nowe możliwości. Oto ma udać się z poselstwem do swojej rodzinnej ziemi… Zdawać by się mogło, że to pewniak na literacki sukces. Mocny, chwytliwy temat, który dałby się rozwinąć w epicką sagę. Jednak w mojej ocenie autor tej szansy nie wykorzystał.
Dlaczego? Najbardziej mierzi nierówna narracja. Książka momentami ciągnie się jak przysłowiowe flaki z olejem, by za chwilę (na chwilę) wystrzelić fajerwerkiem akcji. Można autorowi wiele wybaczyć, bo to w końcu debiut, jednak czytelnicza wyobraźnia, nakarmiona innymi tekstami, czy obrazami filmowymi, pragnie czegoś więcej.
Jeśli szukacie prawdziwej historii Danów, pragniecie wyruszyć na wiking i słyszeć szczęk toporów oraz krzyki rannych – odsyłam do bestsellerowej serii Bernarda Cornwella „Wojny Wikingów”. Wśród innych godnych polecenia pozycji wymieniłabym powieści: „Rudy Orm” Fransa Gunnara Bengtssona, a z rodzimego podwórka „Sagę o jarlu Broniszu” Władysława Jana Grabskiego, czy tzw. „Powieści Piastowskie” Karola Bunscha. Ta ostatnia nie opowiada stricte o wikingach, ale dla miłośników historii najwcześniejszych dziejów Polski jest nie lada gratką. I chociaż to moje dawne lektury, wciąż pamiętam emocje, które we mnie wywoływały.
Podsumowując, „Wychowany wśród wikingów” nie jest książką złą. Można przeczytać.
Książka została otrzymana z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.
[1] Etymologia słowa
wiking wiązana jest z nazwą dalekomorskich wypraw orężnych. Później została rozszerzona na miano skandynawskich wojowników. Wikingowie byli znani wśród Niemców jako Ascomanni („ludzie jesionu” od rodzaju drewna, z którego budowali łodzie), Lochlannach („ludzie wody”) wśród Celtów oraz Dene („Duńczycy”) wśród Anglosasów. Często zwano ich Normanami. Słowianie, Arabowie oraz Grecy bizantyjscy nazywali ich Rusami lub Rhosami (stgr. Ῥῶς), co prawdopodobnie wywodzi się od rōþs-, związanego z wiosłowaniem, lub Roslagen, środkowo-wschodnim rejonem Szwecji, skąd pochodziła większość wikingów odwiedzających ziemie Słowian. Słowianie i Grecy nazywali ich także Waregami (ze staronordyckiego Væringjar „zaprzysiężeni ludzie” lub prasłowiańskiego trzonu *war – „zysk”). Podaję za Wikipedią.