Już sam tytuł „Sługa krwi” i intrygująca ilustracja Piotra Cieślińskiego na okładce sprawiają, że czytelnicze serduszko zaczyna bić szybciej. Cykl Adama Przechrzty o Olafie Rudnickim, zamknięty w trzech tomach „Materia Prima”, przeczytałam już jakiś czas temu. Mimo to, bez wahania i kłopotów z ogarnięciem fabuły, zanurzyłam się w wykreowanym przez autora uniwersum . Z przyjemnością powróciłam do „starych” znajomych.
I tu następuje pierwsze zaskoczenie. Spodziewałam się kontynuacji wątków, a tymczasem jeden z bohaterów pierwszoplanowych - Olaf Rudnicki zostanie postawiony przed koniecznością dokonania ogromnej zmiany w swoim życiu. Postawiony pod ścianą, w imię ocalenia rodziny, decyduje się zostać sługą krwi. Przeniesiony do równoległego świata, trafi do miejsca, które zweryfikuje jego umiejętności i wiedzę.
Ten równoległy świat został bardzo ciekawie skonstruowany. Bardzo czytelne są inspiracje Krajami Dalekiego Wschodu. Ta szczypta azjatyckiego klimatu zdecydowanie przypadła mi do gustu. Opis obyczajów, architektury, walk klanów, szkolenia wojowników i codziennej bitwy o przetrwanie, w której nie liczy się jednostka lecz dobro władcy, dopinało wywołane skojarzenia, zupełnie wiarygodną klamrą.
Magia i alchemia oraz umiejętności bojowe spotykały się z dworskimi intrygami i walką o władzę. W tej swoistej grze musi odnaleźć się Rudnicki. I to chyba jeden ze słabszych momentów. Mimo całej sympatii dla Olafa, jego nieporadność, prostolinijność i brak wyobraźni sprawiał, że główny bohater bywał rozczarowujący. Całą jego kreację, mogłabym podsumować stwierdzeniem, że nasz alchemik miał więcej szczęścia niż rozumu i tylko temu pierwszemu zawdzięcza przetrwanie.
Tymczasem w równoległej rzeczywistości, generał Samarin musi ponownie stanąć w obronie ostatnich Romanowów. Świat zapala się na nowo. Niepokonani Przeklęci ruszają do walki, a nie wszystkim z otoczenia imperatora podoba się władza i mir jakim darzony jest Samarin. Na tym froncie lektury nie ma zaskoczeń. Jednak wcale mi to nie przeszkadzało. Z historii znam losy ostatnich Romanowów, jestem bardzo ciekawa, jak tę kwestię rozwiąże autor. Już zabrałam się do lektury drugiego tomu.
Muszę uczciwie przyznać - nie jest to lektura idealna, ma swoje słabsze i mocniejsze strony. Szybkie tempo, ciekawy opis batalii, intrygujące ilustracje oraz wschodnie inspiracje sprawiają, że żaden fan fantastyki nie powinien być zawiedziony. Czytać czy nie czytać? – zdecydujcie sami. Ja czytam.