Złożoność otoczenia płata nam różne figle w umyśle. Robert Sapolsky demaskuje na poziomie biologii te wzbudzane karkołomne procesy myślowe. Tym razem zaatakował pojęcie z długą brodą – ‘wolną wolę’ – jako źródło nieporozumień, które z punktu widzenia współczesnej nauki o człowieku należy odrzucić. Bardzo wysoko miałem postawioną poprzeczkę oczekiwań po przedniej książce „Zachowuj się”. W tym kontekście lekkim zawodem jest „Zdeterminowany. Jak nauka tłumaczy brak wolnej woli”. To wciąż jednak wartościowa lektura. Mój dualizm oceny musi jakoś się pojawić w argumentacji. Z jednej strony dostajemy fundamentalne narzędzia eksperymentalne, które rozbijają w pył marzenia części z nas o sprawczości, z drugiej zapędzając się w rejony sobie obce, Sapolsky dość karykaturalnie uogólnia wielkie zagadnienia świata przyrody. Postaram się poniżej uzasadnić to napięcie, które odpowiada za niższą tym razem notę całości. Profesor sam walczy z wewnętrzną potrzebą posiadania wolnej woli. Wielokrotnie w swoistej wiwisekcji odsłania subiektywne wątpliwości. Ostatecznie zawsze jednak wraca do neurologii, jako podstawy naukowego odczytania naszej konstrukcji.
„Zdeterminowany” nie jest łatwą lekturą. Szczególnie w pierwszej części, gdzie pojawiają się przykłady gospodarki hormonalnej, neuronalnych wzbudzeń czy genetycznej podbudowy. Warto spokojnie prześledzić kolejne przykłady neurologa. Sprawnie i przekonująco dekonstruuje behawioralny meandry decyzyjne Homo sapiens zmuszając czytelnika do rewizji tego, co mu się wydaje. To bolesny proces, przez który Sapolsky przeprowadza nas dzieląc świat interakcji na czasowe grupy interwałów. Sekundy, minuty, lata, miliony lat – na każdym etapie naszej przeszłości determinują nas czynniki zupełnie niekontrolowane świadomością (str. 105):
„(…) jesteśmy jedynie historią naszej biologii, nad którą nie mięliśmy kontroli, oraz jej interakcji ze środowiskiem, nad którą również nie mieliśmy kontroli. W ten sposób staliśmy się tym, kim jesteśmy w danej chwili.”
Powyższy cytat sugeruje (słusznie) solidny redukcjonizm, od którego jednak Sapolsky dość pokrętnie się dystansuje, o czym niżej. Przy okazji formułuje główną hipotezę roboczą, która wydaje się oczywista (str. 109):
„(…) wolnej woli i odpowiedzialności nie należy rozpatrywać jedynie na poziomie społecznym tylko dlatego, że każdy tak twierdzi (…).”
Niezależnie czy analizuje ważny eksperyment Libeta i jego wariacje, czy opisuje długotrwały proces formowania się kory czołowej (który trwa do ok. 30 roku życia i odpowiada za ciekawie opisanie mechanizmy przekraczania ograniczeń ewolucyjnych bardziej pierwotnych struktur mózgu), jest rzeczowy i spójny z wspomnianą główną hipotezą. Korzystając z ustaleń innych badaczy, włącznie z najnowszymi, które pewne starsze modele istotnie modyfikują, nieuchronnie odziera ideę wolnej woli ze sprawczości i ważności.
Profesor chciałby wpłynąć na myślenie tych humanistów i przyrodników, którzy jako kompatybiliści (jednocześnie zwolennicy determinizmu świata i ludzkiej wolnej woli) upatrują w nieredukowalności umysłowych decyzji istoty moralnej odpowiedzialności. Wielokrotnie formułuje własne przekonanie aksjologiczne, które nie oznacza odrzucenia całego systemu relacji społecznych i kodeksu karnego, ale sugeruje potrzebę kilku modyfikacji, które wzięłyby pod uwagę ustalenia biologii. To dość grząski grunt, bo wkracza neurolog na nie swoje kompetencje eksperckie. Jednocześnie warto Go jednak wysłuchać, bo posiada praktyczne rozeznanie w jurysprudencji, skoro występował jako biegły sądowy. Zalecając izolowanie przestępców (str. 397-412), bez jednoznacznego potępienia moralnego (czego należy oczekiwać od inkompatybilistów), proponuje odważną progresję. Z jego punkt widzenia to logiczna konsekwencja wyznawanych wartości podporządkowanych prawdzie naukowej
Poszukując zgodnego z osiągnięciami nauki modelu systemu demokratycznego, przywołuje badania psychologiczne i społeczne. Korzystając z typowych błędów poznawczych, istniejących postaw zbiorowości – od palenia czarownic, przez darwinizm społeczny, morfologiczne anomalie jako sygnatury przestępczej jednostki i eugenikę, po współczesne starcie teizm-ateizm, buduje profil potrzebnych zmian mentalnych, które wolną wolę przeniosłyby do lamusa. Upominając się o godność człowieka – schizofrenika, autysty, epileptyków (*) – przepracowuje nasze strachy, uprzedzenia. W tym kontekście ważna jest ewolucja, w której tysiące lat historii uwrażliwiały, z różnymi sukcesami, społeczności na ‘odmienność od normy’. Trochę to poboczny wątek dla wolnej woli, choć solidnie wpisuje się w osobisty apel autora o pielęgnowanie w sobie wrażliwości by ograniczać znaczenie stygmatyzacji i kary jako głównego składnika resocjalizacji. Ostatecznie sugeruje pośrednio, poprzez artykułowane motywacje do napisania tej książki, że tylko nauka jest w stanie uniwersalizować moralność, która nie wyklucza. Sam świetnie rozumie, że do pewnego stopnia taki ideał to mrzonka, skoro pisze (str. 427):
„Kara aktywuje (…) ten sam obszar mózgu, który pobudzają również orgazm i kokaina.”
Wracając do głównej narracji, w której z punktu widzenia biologii opisał Sapolsky determinizm świata przyrody, wypada opisać ogólnie technikę rugowania wolnej woli. Nie ma jej w determinantach naszego zachowania w skali sekund czy tygodni. Przykład z analizą złożonego zachowania morskiego ślimaka (str. 313-324) jest dla mnie koronnym argumentem za wnioskami, które neurolog formułuje o wolnej woli. Już tylko ten przykład pokazuje wszystkim zdezorientowanym, szukającym w nas nieredukowalnej złożoności, która pozwala zachować wolną wolę, że jesteśmy sumą własnych podzespołów. Choć całość jest emergentna, wciąż w dużym stopniu niedookreślona, to przynajmniej biologia nie widzi podstaw, by obecne obszary niewiedzy opisać jako ‘wolna wola’. Sapolsky, jako człowiek wprost przyznający się do zmagań z depresją, jest typem optymisty, co da się wyczuć na wielu stronach książki, szczególnie gdy wprost zwraca się językiem mniej formalnym. Ładnie łączy niepoprawny idealizm i świetnie znaną ułomność każdej jednostki z potrzebą bycia zgodnym z metodą naukową (str. 461):
„Wiemy wystarczająco dużo, by zrozumieć, że czynniki biologiczne związane z funkcjonowaniem kory czołowej potrafią wyjaśnić, dlaczego niektórzy na życiowych rozdrożach konsekwentnie podejmują złe decyzje. Wiemy już wystarczająco dużo, by zrozumieć, że nieskończona liczba ludzi, którzy w życiu mieli mniej szczęścia niż my, nie ‘zasługuje’ na bycie niewidzialnymi. W 99 procentach przypadków nie udaje mi się podążać za tym sposobem myślenia, lecz nie pozostaje mi nic innego, jak nie ustawać w dalszych próbach, bo dzięki temu poczuję się wolny.”
Lepiej chyba się nie da opisać sensu walki z ‘patynową wersją’ wolnej woli.
Trochę krytyki odpowiadającej za obniżenie całościowej oceny.
Mój podstawowy problem z książką wynika z braku definicji wolnej woli, z której istnieniem profesor ‘walczy’. Jako rasowy badacz, Sapolsky przedstawił czysty operacyjnie proces, który zmusiłby Go do uznania istnienia wolnej woli (str. 24-25). Jednak sama ta perspektywa jest zbyt zawężona. Wcześniej próbuje zastosować dla niej synonim w postaci ‘bezprzyczynowości’ (str. 11). W związku z tym mam kłopot, jak budować intelektualne zrozumienie procesu argumentacji? Taki dualizm – definicji operacyjnej i zaproponowanego ekwiwalentu językowego dla wolnej woli – tworzy dysonans przez całą książkę. Z jednej strony są precyzyjne analizy hormonalno-neuronalnego ‘życia organizmu’, z drugiej statystyczne konsekwencje społeczne, a z trzeciej dość luźne psychologiczne ‘studia przypadków’. Każde z tych podejść jest fascynujące, ale razem nie układają się w spójny wywód.
Muszę oddać autorowi – z niemałym przerażeniem przystępował do wplatania w tekst fragmentów bliskich fizyce, przede wszystkim chaosu deterministycznego i ‘najbardziej demonicznej mechaniki kwantowej’. Być może uznał (wbrew sobie), że artykuł napisany przez Rogera Penrose’a i Stuarta Hameroffa o efektach kwantowych w mikrotubulach neuronalnych (**) tego od niego wymaga. Niestety te akurat fragmenty są przeciętne. Sprowadzają fenomen kwantowy do zasady nieoznaczoności. Problem jest zdecydowanie szerszy. Już nawet nie chodzi o błędy formalne (np. przy analizie sensu funkcji falowej – str. 244), ale o ogólny zamęt pojęciowy. Samo okrojenie klasycznej fizyki do determinizmu jest zbytnim uproszczeniem. Do tego, tak ogólnie, Sapolsky lawiruje z pojęciem determinizm, które oznacza wprost brak losowości (a nie jakąś analogię i związki między rozmytymi pojęciami, co sugeruje na str. 185). Do tego, indeterminizm kwantowy (czyli losowość) nie jest wyróżnikiem interpretacji kopenhaskiej (str. 246), ale istotą każdego pomiaru kwantowego. A jeśli dodamy, że sama unitarna ewolucja kwantowa jest czysto deterministyczna, to dostajemy coś dalekiego od i tak zawiłego wywodu neurologa.
Koncepcja umieszczenia dyskusji o chaosie deterministycznym (z nieszczęsnymi skrzydłami motyla) i zjawisku emergencji stojącym okrakiem między redukcjonizmem i holizmem, była lepszym pomysłem. Wyszło jednak wciąż dość nieczytelnie. Można się zagubić. Przykład istoty chaosu deterministycznego w ujęciu z analogią biochemiczną (str. 228-230) jest nietrafiony. Ponadto historia tej płodnej koncepcji nie pojawia się dopiero wraz z meteorologią Lorenza, ale znacznie wcześniej (***). Wspomniana analogia z zaokrągleniami liczb rzeczywistych do wymiernych (co spotkało Lorenza i sprowokowało renesans badań nad chaosem) porównanymi do przestrzennego podobieństwa kilku molekuł, nie jest najlepsza. Pierwsze jest przejściem od ciągłości do stanu dyskretnego, drugie modyfikacją stanu dyskretnego. Nie do końca też rozumiem nakreślone przez profesora ramy dla redukcjonizmu, jako metody poszukiwania odpowiedzi na mechanizmy odpowiadające za zmienność świata. Z jednej strony stawia jej niejasne dla mnie ramy stosowalności, z drugiej istota prezentowanej koncepcji ‘demistyfikacji wolnej woli’ opiera się właśnie na szeroko stosowanym redukcjonizmie. Na koniec wypada wspomnieć, że zabrakło mi kilku słów o szeroko opisywanych w fizyce zjawiskach odgrywających jednoczenie dużą rolę w systemach biologicznych – układy otwarte, izolowane, nieodwracalne, termodynamiczne zasady statystyczne. Ostatecznie, przykład ze wstępu łączący statystyczne meandrowanie ‘losu człowieka’ ze swoistym fatum (str. 56-57), prowadzące do wniosków sprzecznych chociażby ze stanowiskiem Dennetta, wydaje mi się zupełnie nietrafiony.
„Zdeterminowany ” to odważny projekt interdyscyplinarny. Wolna wola jest głęboko zakorzenionym w umyśle człowieka konceptem, bardzo pierwotnym. Nigdy dość powtarzania, że dzięki nauce mamy coraz mniej zjawisk z gatunku ‘wróżka zębuszka’, trzeba tylko dać sobie szansę i zmierzyć się z tym, co się nam wydaje, a być może nie jest wystarczająco uzasadnione. Sapolsky sugestywnie zabrał się za przekładanie zjawisk typowych dla laboratoriów na język interakcji społecznych. Solidnie się zapuścił w rejony fizyki i jej ‘ruchome piaski czekające na niefrasobliwych śmiałków’. Zburzył tymi środkowymi rozdziałami odbiór całości. Jednocześnie postawił sporo kluczowych pytań o moralne postawy ludzi brnących w różne karkołomne uzasadnienia, potykających się o własne nogi niewiedzy i uproszczenia. W wątku prawnym zabrakło mi pełniejszego zaprezentowania potrzebnych zmian. Samo wskazanie Norwegii (jako antytezy często barbarzyńskich metod stosowanych w USA) nie wyczerpuje problemu. Kazus Andersa Breivika wymagałby głębszego niuansowania. Język profesora jest dość nierówny. Dodatek w postaci opisu podstaw funkcjonowania neuronów – świetny. Jednocześnie, niektóre partie opisujące hormonalne wielopiętrowe zależności wydały się zbyt zagmatwane. Warstwa graficzna, dość minimalistyczna, pozwala w kilku krytycznych miejscach opowieści dobrze dopowiedzieć tekst główny. Jeżeli „Zachowuj się” stanowi, wybitne w formie i treści, przedstawienie naszego uwikłania w behawioralny taniec, to „Zdeterminowany” jest rozwinięciem tego w różnych kierunkach, takim nieco rwanym i pozostawiającym niedosyty.
DOBRE z małym plusem – 7.5/10
==============
* Przepraszam za moje skróty. Sam Sapolsky bardzo taktownie opisuje różne jednostki chorobowe, zgodnie z doskonale sobie znanymi wytycznymi psychiatrycznymi. Uważa nawet, że należałoby zamiast ‘trędowaty’ mówić o ‘ludziach z trądem’ (przypis na str. 394) - by postawić w centrum człowiek, a nie jego przypadłość.
** Model uwzględnienia kwantowości w biologii neuronalnej zaproponowany przez obu panów został ciekawie opisany w „Schodach do umysłu”, A. Scott, WNT 1999. Więcej o autorskich koncepcjach świadomości znajdziemy u Penrose’a w „Cieniach umysłu”, Zysk i S-ka 2000.
*** Chaos deterministyczny, jako efekt ewolucji układów dynamicznych (wciąż w ujęciu fizyki klasycznej) zrodził się w głowie wielkiego Henri Poincare’go już na przełomie XIX i XX wieku.