Każdy z nas zapewne czasem myśli o przemijaniu, ulotności chwili. Martwi się kolejnymi urodzinami i następną zmarszczką, z nostalgią wspomina beztroskie czasy dzieciństwa i wczesnej młodości. Uważam jednak, że trzeba doceniać chwile, które są nam dane, bo nigdy nie wiadomo, co się stanie za parę sekund i co nam jest pisane. I nigdy nie rezygnować z marzeń, one nie zwracają uwagi na numer pesel.
Główną bohaterką jest Luiza Swenson, emerytowana nauczycielka. Zdaje sobie sprawę z tego, że nie ma już tylu sił, by w pełni samodzielnie korzystać z życia i po odejściu opiekunki postanawia postawić wszystko na jedną kartę. Sprzedała dom w mieście i przeniosła się do dworku na wieś w Ogrodach. Znajdował się tam Dom Pomocy dla Pań w jej wieku i starszych. Początkowo była zachwycona, jednak z czasem zaczęła ją denerwować surowość prowadzącej pensjonat, sztywne obowiązujące reguły, gawędy współtowarzyszek a przede wszystkim, co było dla niej najgorsze, wpadła w koleiny rutyny. Każdego dnia o tej samej porze ta sama czynność wykonywana w identycznym towarzystwie, podobne posiłki, szare, pochmurne jesienno-zimowe dni. Słowem – nuda! Każdy z nas byłby znużony i zniechęcony, a kolejny identyczny dzień powodowałby tylko jeszcze większą frustrację. Luiza jednak obiecała sobie, że następna doba będzie inna, niezwykła, wyrywająca się utartym schematom.
W jaki sposób pomoże w tym odkrycie tajemniczego ogrodu?
Czy uda jej się pokonać rutynę?
Czy ponownie odnajdzie radość z życia?
A może pochłonie ją świat tajemnic?
Obyczajówka bardzo mi się podobała, mimo iż praktycznie nie było w niej akcji. Tajemniczy był czas, w jakim się rozgrywała i miejsce, co dodawało jej uroku. Stary dwór, w którym zamieszkują stateczne, dystyngowane damy ma swój specyficzny klimat. Pensjonariuszki to wielorakie postacie od wesołej Kamilli poprzez cichą Emmę po rozmarzoną Helenę. Postać Luizy była dobrze wykreowana i nie sposób było jej nie polubić. Była wykształcona i życiowo mądra. Miała pasje- kwiaty, prowadzenie zielnika i pamiętnika. Nie narzekała na strzykanie w kręgosłupie i prawie zawsze była pełna pogody ducha. Jedyne czego łaknęła to poczuć zew przygody i nie żyć w monotonii.
Trudno mi było uwierzyć, że to debiut Autorki. Owszem miejscami były niedociągnięcia, kilka nieścisłości, czasem nierówne tempo, ale czytając, wręcz czułam aromat różnorakich gatunków kwiatów i ziół, powiew zefirka na twarzy. Oczami wyobraźni widziałam feerię barw i soczystą zieleń liści. Autorka tak to plastycznie opisała, że nie miałam wątpliwości, iż to zjawiskowy ogród marzeń. Na dodatek wiecznie w nim trwało piękne, słoneczne lato, a powietrze upajało i zachęcało do drzemki lub spacerów alejkami wśród pergoli, fontann i gazonów. Dopiero po jakimś czasie Luiza odkryła, że powietrze nie tylko jest pełne świeżości i czystości, ale również krąży w nim magiczny pierwiastek.
Podsumowując, jest to bardzo ciepła, miejscami wzruszająca, bajkowo-magiczna opowieść o rzeczy smutnej i nieuchronnej – przemijaniu i sile potrzeby przebywania z drugim człowiekiem. Jest to również historia o miłości, chęci niesienia pomocy, o przyjaźni. Autorka w sposób baśniowy i niekonwencjonalny wskazuje, że nigdy nie jest za późno ani na przeżycie niesamowitej przygody, ani na przyjaźń, ani na miłość.
Kiedyś moja koleżanka stwierdziła, że „Każdemu trudno pogodzić się z upływającym czasem”. Niech te słowa będą clou recenzji „Domu w ogrodach marzeń”. Idealna lektura jakże optymistyczna na te zwariowane, dziwne czasy.
Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakapanie.pl oraz dzięki uprzejmości Wydawnictwa Novae Res.