„- Kiedy cię widzę, chcę być przy tobie - zaczął powoli. - A kiedy jestem przy tobie, chcę cię dotykać.
Słuchałam jego słów i zatapiałam się w jego spojrzeniu. Gdyby zechciał, z miejsca mógłby mnie zamordować. Z pewnością bym się nie broniła.
- A kiedy cię dotykam, Elodie...
Jego głos wnikał w moje uszy, w moją pierś i brzuch. Wypełniał mnie od czubków palców aż po głowę, czułam, jakby mnie ktoś głaskał od środka.”
Patricia Schröder urodziła się w Wesermarsch, niemalże nad samym morzem. Wiele lat mieszkała w Dusseldorfie, by w końcu przenieść się z powrotem w okolice ukochanego oceanu. Swoje uczucia do wody przelała na papier i stworzyła pierwszą z trzech części Morskiej Trylogii.
„Morza Szept”, jak przystało na książkę o tej tematyce, w Polsce została wydana latem, dzięki czemu Czytelnik mógł zabrać ze sobą nad morze czy jezioro i całkowicie wczuć się w klimat.
Elodie, mieszkająca wraz z matką w Lubece, nie może pozbierać się po śmiertelnym wypadku ojca. Rodzicielka postanawia wysłać ją na wyspę Guernsey do ciotki na kilka miesięcy. Brak szkoły, lenienie się na plaży, zawarcie nowych znajomości – wszystko brzmi świetnie. Jednak nie dla Elodie, która panicznie boi się wody. Nawet pod prysznicem czuje się nieswojo. O dyskomforcie dają jej znać swędzące kostki. Mimo swojej awersji, całkiem szybko aklimatyzuje się w nowym miejscu i już od pierwszej chwili zaprzyjaźnia się z Ruby i spędza czas z jej znajomymi. Oczywiście, szybko poznaje przystojnego chłopca o imieniu Cyril, który mąci jej w głowie. Ze względu na tajemnicę, jaką wokół siebie rozsiewa, Ruby stara się odwieźć nową koleżankę od zakochania się w nim.
Ta mała wyspa to jednak niekoniecznie raj na ziemi. Posterunek policji jest mały, gdyż stróż prawa we wcześniejszych latach zajmował się jedynie takimi przypadkami jak drobne kradzieże czy pobicia. Tym razem sprawa jest znacznie poważniejsza. Ginie młoda dziewczyna. Zostaje znaleziona naga, jednak rozanielony wyraz twarzy nie wskazuje na gwałt, czego domyśla się Cyril. Elodie jest wstrząśnięta, lecz nie tym, że zginęła jej znajoma, bowiem kilka godzin wcześniej w barze wpadła na nią i Ruby starsza kobieta, Silly, która wskazując na dziewczynę, uparcie twierdziła, że przyniesie ona nieszczęście na wyspę.
Kim jest chłopak, który pojawia się w jej snach już od pierwszej nocy w Guernsey?
Kim są chłopcy, z którymi spotykają się koleżanki Ruby?
Co ukrywają cioteczna babka i matka Elodie?
Dlaczego obecność Cyrila i Javena Spinxa działa na bohaterkę kojąco, nawet gdy znajduje się w bliskiej okolicy wody?
To tylko kilka z licznych pytań, na które Czytelnik znajdzie odpowiedzi w pierwszej części Morskiej Trylogii.
Pomysł na powieść jest ciekawy, jednak wykonanie już nie trzyma tak wysokiego poziomu. Główna bohaterka sprawia wrażenie prostolinijnej. Ciężko się z nią utożsamiać, choć jest młodą dziewczyną, której spodobał się nowopoznany chłopak. Autorka za wszelką cenę starała się, by wplatać w jej życiorys facebook, chat i skype. Niejednokrotnie wydawało się to niesamowicie sztuczne. Ruby również nie wydaje się bardziej prawdziwa. Wpada na Elodie niemal tuż po jej przyjeździe, twierdząc, że zwróciła uwagę na jej niesamowity tyłek, co może wydawać się dziwne.
Olbrzymim atutem książki jest zjawiskowa okładka.
Mimo wielu nieścisłości i bezosobowości bohaterów książka warta przeczytania, choćby ze względu na ciekawość, czy Autorka trzyma w zanadrzu coś ciekawszego.