Najtrudniej przychodzi mi napisanie recenzji książki, która wzbudziła mnóstwo pozytywnych emocji, trudno ubrać w słowa mój zachwyt, określić uczucia jakie towarzyszyły mi podczas lektury, zdecydowanie prościej jest opisywać dzieła niżej punktowane.
Kiedy przytrafiła się okazja zrecenzowania kolejnej nowości wydawniczej od Novae Res nie byłam przekonana, czy to aby na pewno dobry wybór, aczkolwiek spoglądając na okładkę i treści tam zamieszczone gdzieś w głębi umysłu zapaliła mi się ostrzegawcza lampka i mój zmysł czytelniczy zaczął mi podpowiadać, że warto dać szansę. Nie wspominam najlepiej moich czytelniczych przygód z tym wydawnictwem, zawsze kończyły się zawodem i zapewnieniem, że nigdy więcej żadnych książek od Novae Res.
Czy pod tak niepozornie wyglądającym formatem liczącym niespełna 200 stron zmieści się zarówno wątek kryminalny, historyczny i nawiązania biblijne? Autor jak widać świetnie sobie z tym poradził. Mówią, że dobre książki mają moc przyciągania i tego właśnie doświadczyłam.
Sam tytuł „Noli me tangere” oznacza: ”nie dotykaj mnie” – słowa, które Jezus wypowiedział tuż po zmartwychwstaniu do Marii Magdaleny. Autor wkłada je w usta gwałconej kobiety, która kieruje je do swojego oprawcy – Krzysztofa Tuczyńskiego. Od tej pory życie bohatera będzie naznaczone dziwnymi przypadkami, twarz ofiary już do końca dni będzie go prześladować i doprowadzi do obłędu. Ciekawe, prawda? Dobry tytuł to już 20% sukcesu, a wraz z interesującym opisem z pewnością zaintryguje niejednego czytelnika. Nie jest to typowy kryminał i nastawiając się w kierunku tego gatunku możemy czuć się nieco zawiedzeni, bo w książce mamy pomieszanie gatunków – trochę powieści historycznej, thrillera, momentami horroru, dużo tu odwołań do sfery chrześcijańskiej. W literaturze nieczęsto pojawiają się połączenia wątków historycznych i kryminalnych, w każdym bądź razie autor musi posiadać ogrom wiedzy na ten temat i mocno się przygotować, bo bardzo łatwo wtedy polec na temacie. A Adnreas Hoff jak widać odrobi swoją lekcję i rzetelnie podszedł do opisywanych wydarzeń.
Opowieść, którą tworzy ma swój niepowtarzalny charakter. Początkowe i końcowe rozdziały dotyczą toczącego się współcześnie śledztwa w poszukiwaniu sprawcy, który zabił młodą kobietę o imieniu Magdalena. Natomiast sam środek, czyli rdzeń to przeniesienie wydarzeń do przeszłości, gdzie również pojawia się motyw zabójstwa kobiety o tym samym imieniu. Te fragmenty najbardziej mnie zainteresowały. Autor jak widać posiada zdolność, aby rozbudzić ciekawość czytelnika, pojawiają się fragmenty tłumaczeń tajemniczych zwojów Ewangelii wg. Marii Magdaleny, która rzuca nowe światło na działanie Kościoła i jest wśród duchownych uznawana za herezję. Andreas Hoff świetnie wskazuje na problemy trawiące współczesny Kościół, czyli jawną hipokryzję. Autor świetnie łączy ze sobą czas teraźniejszy i przeszły, odnosimy wrażenie, że zbrodnia poczyniona wieki temu ma nierozerwalny wpływ z wydarzeniami współczesnymi, widać nierozerwalne podobieństwo zabitych kobiet do wizerunku Marii Magdaleny z malowidła znajdującego się na ołtarzu miejscowego kościoła. Także ułożenie ciała, czy zadane rany są niemalże identyczne z postacią Świętej. Czy to wyłącznie dzieło przypadku? A może działanie sił pozaziemskich? Mieszkańcy porównują także zamordowaną do zmory, która wkrótce sama wskaże oprawcę. Wątek nadprzyrodzony jest według mnie najciekawszym elementem tej powieści obok ciekawostek z zakresu medycyny sądowej, wierzeń mieszkańców Martwem, czy licznych nawiązań biblijnych.
Autor potrafi stworzyć klimat iście z horroru, momentami jest tu bardzo mrocznie:
„Nagle płomień świecy zamigotał i odchylił się ku drzwiom…”
„…a w drewnianym kościółku obok zamku same rozdzwoniły się dzwony.”
„Ziemia otworzyła się na skraju cmentarza w Martwem. Trumna na wierzch wyrzucona.”
„Tylko nad martwym jeziorem cisza, co w uszach dzwoni.”
Dla zaostrzenia smaku przyszłym czytelnikom dodam jeszcze, że pojawia się również zaraza, plaga szczurów, czy dziwne trzęsienie ziemi – odnotowane na ziemiach Polski w 1606r. w Tucznie.
Stylizacja wypowiedzi i języka, którym posługiwano się w XVII wieku to kolejny walor tej opowieści, dodaje całości charakteru i realności. Byłaby to powieść bliska ideałowi, gdyby nie dialogi bohaterów prowadzących współczesne śledztwo. Mnóstwo przekleństw i chamskiego słownictwa momentami, aż raziły w oczy. Nie wiem co autor chciał przez to pokazać, ale nadużywanie przekleństw mocno zaszkodziło treści i odbiło się rysą na ciekawej fabule.
Autorowi udało się utrzymać moje zainteresowanie do końca, pomimo, iż na samym początku padają wskazówki kto może być mordercą, uważny czytelnik dostrzeże je w mgnieniu oka. Jednak ten fakt nie umniejsza ani trochę i nie odbiera nam uciechy z dalszej lektury. Ta mroczna historia przyprawiła mnie o dreszcz emocji, jednocześnie skłoniła do przemyśleń, dozagłębienia się w wątek historyczny. Dla tak ciekawe książki warto stracić głowę – kto się skusi?