Kto gór nie pokochał od pierwszego wejrzenia, ten nigdy tej miłości nie pojmie.
Na zapowiedź każdej górskiej książki reaguję nieadekwatnym (podobno) do rangi wydarzenia entuzjazmem. Po wielu latach spełnionej górskiej miłości, trekkingu, a wreszcie „nieco” bardziej ekstremalnych przeżyć, rzucam się na literaturę tematu. Dlaczego? Bo nie potrafię opisać słowami tego, co przeżywa się w drodze na szczyt, na szczycie i podczas zejścia. Nie umiem objąć umysłem i wyartykułować przygotowań do ekspedycji ani przeżyć podczas kursów lawinowych. Na to brak mi trafnych słów. I głównie ich szukam wśród innych zapaleńców.
Kiedy dopadłam 8000 zimą siłą rozpędu zamierzałam pochłonąć ile się da, a nawet całość na raz i potem od nowa. Otwieram książkę, widzę napis „WSTĘP”, a pod nim znak stop wyrażony słowami „Sztuka cierpienia”. I tutaj wbiło mnie w krzesło totalnie. Bo już pierwsze słowa oddają to, czego szukałam. Czym jest zdobywanie ośmiotysięczników? Przygotowania, ataki szczytowe, odmrożenia, brak snu, pragnienie, głód, ból głowy, wymioty, ślepota śnieżna, obrzęk płuc… Walka o najwyższe szczyty świata tym właśnie jest. Jest sztuką cierpienia.
Ta książka zaś to przepiękna pozycja, która przenosi do równoległego świata, w którym każdy chory na góry chciałby żyć cały czas, a jednak wie, że człowieczeństwo i wynikające z niego słabości czynią to marzenie utopią.
Autorka, której nikomu nie trzeba przedstawiać, Bernadette McDonald, ma rzadką umiejętność malowania słowem. Narracja jest niezwykle plastyczna, język wyważony. Cytuje dosłowne wypowiedzi najsłynniejszych himalaistów ubierając je w kontekst sytuacji. Dużo jest tu o Polakach, o tym jak żelazna kurtyna nie pozwoliła nam wspinać się na koronę ziemi tuż po II wojnie światowej i o tym, jak wygłodniali wyszliśmy później w góry. Zdobywanie szczytów zimą niewątpliwie jest wytrawną sztuką cierpienia, która bez upiększania przedstawiona jest w tej pozycji. To niewątpliwie literatura faktu, momentami szokująca, brutalna, bezwzględna, odzierająca człowieka z maski jaką na co dzień może przybrać. W sytuacji ekstremalnej wszyscy na powrót stają się sobą. Najczystszą, najszczerszą wersją siebie. Podoba mi się przejrzysty, konsekwentny układ książki, logiczny podział na rozdziały i rozpoczęcie każdego z nich trafnym cytatem. Okraszenie opowieści zdjęciami nieskażonymi photoshopem ani niczym podobnym dodaje historiom jeszcze więcej animuszu. Twarda, piękna oprawa utwierdza w przekonaniu, że trzyma się w rękach coś wyjątkowego. Coś, czego próba recenzji jest jak próba ataku szczytowego na Annapurnę zimą, wielu będzie próbować, uda się nielicznym... bo jak oddać słowami walkę na śmierć i życie z majestatem gór? Podobno to góry wybierają wspinaczy, a nie odwrotnie. Zapraszam do lektury, otworzy serca i oczy na walkę o najwyższe szczyty świata w najokrutniejszej porze roku.
8000 zimą jest profesjonalnym (choć i emocjonalnym) vademecum o ludziach, których autorka znała osobiście, o historii ich życia podporządkowanego zdobywaniu najwyższych gór Ziemi. Zimą.
Za wysoką temperaturę mojej wyobraźni rozgrzanej tą lekturą i metafizyczną wycieczkę w Himalaje dziękuję z całego górskiego serca Wydawnictwu Agora.