"Szreń" jest czwartym tomem z serii o Lenie Rudnickiej i nadal nie mogę się nadziwić, że tak cichutko o Kindze Wójcik wśród fanów porządnych, dobrych kryminałów. A nasi polscy autorzy potrafią w tym gatunku poruszać się i zaskakiwać czytelników! Ale i potrafią mocno zawieść, prawda? Zaraz Wam opowiem, czy w przypadku tej serii robi już się nudno, czy nadal jest absolutnie genialnie.
Jeśli wspominam, że to seria, to od razu muszę też zaznaczyć, że jest to ścisła kontynuacja poprzednich tomów i można się pogubić, a można też niechcący sobie zaspojlerować, dlatego lepiej czytać w kolejności odpowiedniej, a zazdroszczę każdej osobie, która dopiero zacznie zagłębiać się w twórczość Pani Wójcik.
W takim razie, o czym ta książka jest? Główna bohaterka po ciężkich wydarzeniach sprzed kilku miesięcy prześniona zostaje na wieś. Jak każdy śledczy, który chętnie zagłębia się w sprawy, w śledztwa przekonuje się, że w takiej mieścinie czas płynie o wiele wolniej i można zacząć się nudzić. Tylko że takie... zapyziałe miejscowości mają z reguły swoje zamknięte społeczności, a te swoje tajemnice.
Te sekrety, ta społeczność zaczyna być dla Rudnickiej problemem w momencie kiedy na festynie dochodzi do brutalnego gwałtu, a ofiara tego nie przeżywa. Nikt nie chce rozmawiać, nikt nie chce opowiedzieć, co się we wsi dzieje, a każdy wydaje się być podejrzany. Lena nie zdaje sobie sprawę, że nie może ufać nikomu i sama musi sobie poradzić ze śledztwem i w to wlicza się, niestety, jej nowy partner. Czy uda się znaleźć sprawcę?
Przy każdym poprzednim tomie tej serii wspominałam o tym, że uwielbiam Łódź, w której kilka lat mieszkałam i to, jak Kinga Wójcik oddaje jej klimat, a jest specyficzny i jak oddaje dokładnie miejsca, w których akcja się dzieje. Niesamowicie jest móc pójść, zobaczyć, wyobrazić sobie bohaterów w poszczególnych częściach miasta, ale tym razem akcja dzieje się w Białych Brzegach i nieco zmienia to obraz całości, bo z dużego miasta wpadamy do zapyziałej, małej miejscowości, pomiędzy ludzi, którzy niekoniecznie chcą dopuścić kogoś nowego do swojej społeczności. Czy autorka sobie poradziła z takim klimatem? Tak i to naprawdę genialnie wniknęła w sam środek wsi, a każdy kolejny człowiek od razu stawał się podejrzany. Przez to ciężko przewidzieć kto i dlaczego dopuścił się paskudnego gwałtu, ale także kto co ma innego na sumieniu, bo że coś mają, to wręcz czuć w powietrzu.
A co z bohaterami. Jak zwykle, autorka żadnego nie potraktowała po macoszemu. Gdybyście mnie zapytali po lekturze, to pamiętam każdego, choć niekoniecznie z imienia, to opisałabym wszystkich, bez wyjątku. Według mnie to pokazuje, że nie byli oni w fabule jak te drzewa, zapełniające tylko tło, ale każdy miał swój udział i był istotny. Natomiast Lena Rudnicka nie zwalnia i jest nadal tą samą, świetną kobietą, za którą podążałam z nieodpartym wrażeniem, że znam ją od lat. Za to ogromny plus!
W całej tej otoczce kryminalnej, po którą ostatnio sięga wielu pisarzy, czyli do małych, ciasnych miejscowości z ludźmi, którzy są przeciwni każdej nowej osobie, Wójcik poradziła sobie fenomenalnie. To kolejny tom serii warty polecenia!
Recenzja powstałą we współpracy z Wydawnictwem Prószyński i S-ka :)