Sięgając po "Akademie Wampirów" miałam mieszane uczucia. Z jednej strony nikt kto wybiera literaturę młodzieżową nie szuka pozycji wysokich lotów, natomiast z drugiej strony miałam ochotę na coś prostego, nieskomplikowanego i przede wszystkim przyjemnego. Długo się wahałam czy to aby na pewno książka dla mnie, jednak ostatecznie przeważające pozytywne recenzje mnie przekonały. Czy było warto? Zaraz się okaże.
Przywykłam do wizerunku drapieżnych wampirów - mrocznych, przerażających i niebezpiecznych, jak również łagodnych wegetarian, jedzących toffu, świecących w słońcu o bursztynowych oczach. Zdecydowanie jestem zwolenniczką tych pierwszych. Jak się jednak okazuje, wampiry mają również dobrą, wręcz anielską stronę!
W wampirzym internacie imienia Św. Wladimira mieszkają dwa gatunki wampirów: moroje i dampiry, w skrócie podopieczni i ich strażnicy-opiekunowie. Wcale nie boją się słońca, chociaż jego nadmiar może szkodzić. Nie muszą zabijać żeby przeżyć, ale krew jest ich podstawowym składnikiem diety. Co więcej nie boją się kościołów czy krzyży: regularnie modlą się na nabożeństwach. Jednak przede wszystkim uwielbiają dzikie, szalone imprezy.
Rosemarie łączy z Vasylisą coś więcej niż przyjaźń. Jest ona jej osobistym ochroniarzem i w każdej chwili jest gotowa ryzykować własnym życiem w jej obronie. W tym przypadku przyjaźń nad życie nabiera zupełnie innego znaczenia. Poza niezwykłym oddaniem, łączy je jeszcze tajemnicze połączenie, która pozwala Rose odczytywać emocje i dosłownie przenieść się do głowy przyjaciółki. W Akademii grozi Lissie ogromne niebezpieczeństwo, a Rose zrobi wszystko aby ją ochronić.
Akademia Wampirów pisana z punktu widzenia Rose przypomina pamiętnik nastolatki. Bohaterka jest dynamiczną, wybuchową mającą w zanadrzu tuzin ciętych ripost na każdą okazje. Podsumowując: pyskata i wyrazista. Jej charakter był dla mnie największym plusem książki, ponieważ była nieobliczalna, gwałtowna, jednak pozytywna w całej swojej burzliwości.
Akcja toczy się jednolitym tempem, nie ma wielu burzliwych zwrotów akcji. Oczywiście nie byłaby to literatura młodzieżowa gdyby nie pojawił się przystojny męski odpowiednik, a że jeden to za mało to mamy nawet dwóch! Dla każdego coś dobrego jak mawiają. Tajemniczych, mrocznych outsiderów, ponieważ tacy cieszą się teraz największą popularnością.
Akademia niczym mnie nie zaskoczyła. Była miłą, przyjemną lekturką, która pochłonęłam w niecałe dwa dni, ale nie powaliła mnie na kolana. Przeczytałam ją bez zapartego tchu, a wiele razy odrywałam się od niej znudzona. Nie było ani jednego momentu, który by mną wstrząsnął, zszokował czy oczarował. Może gdybym miała pięć lub dziesięć lat mniej byłabym zachwycona książką i zakochałabym się w bohaterach, tym razem jednak tak nie było.
Pomimo całej prostolinijności warto ją przeczytać jeśli lubisz lekką, przyjemną literaturę młodzieżową. Postacie są ciekawie wykreowane, fabuła spójna, a dialogi zabawne. Plusem jest nowatorskie spojrzenia na wampiry, te dobre i te złe, pokojowe, obdarzone mocami żywiołów i krwiożercze, bezlitosne bestie. Nie mniej jednak autorka zagubiła się w schematach, które są nagminnie powtarzane we współczesnej literaturze. Coś z "Pamiętników Wampirów", Hogwartu, Akademii Cimmeria... W ostatecznym rozrachunku książka podobała mi się, ale akcja nie wciągnęła mnie na tyle, aby sięgnąć po kolejne części. Jednak z uwagi na to, że już mam to przeczytam... W innym przypadku na pewno bym odpuściła. Jestem pełna optymizmu i wierze, że będzie lepiej.
Akademie Wampirów warto przeczytać chociażby tylko po to, aby wyrobić sobie własną opinie. Kto wie, może Ciebie zauroczy i znajdziesz w niej to, czego ja nie znalazłam?