Dajecie szansę książkom, które nie porywają Was od pierwszych stron ? Wolicie odłożyć, czy z uporem czytacie do końca ?
“Zło wciąż jest wśród nas. Może nie w każdym sercu, ale w wielu.”
Seria “Gołąb i wąż” Shelby Mahurin (a dokładnie dwa pierwsze tomy, bo trzeci nadal przede mną), bardzo mi się podobała. Dlatego z zapałem chwyciłam za “Szkarłatny welon” . Tym razem zamiast czarownic autorka w roli głównej umieściła wampiry. Szybko przekonałam się, że te serie są ze sobą powiązane i czułam luki jakie wynikały z braku znajomości trzeciej części tej poprzedniej. Choć zarazem jestem przekonana, że nie czytając tamtej, też można odnaleźć się w tej historii. Mimo wszystko chyba lepiej się czyta znając przebieg wydarzeń z bitwy, do której doszło rok wcześniej. Bohaterowie tu wciąż dochodzą po niej do siebie, a królestwo nadal oswaja się z nowymi zasadami.
Od początku też czuć, że Celia po traumatycznych przeżyciach, wciąż stara się wyjść na prostą. Ale choć wyszła na bohaterkę, choć dołączyła do zaszczytnego grona łowców jako pierwsza kobieta, na każdym kroku czuje, że otoczona jest szczególną opieką, względami. Jakby była kruchą laleczką, a nie waleczną łowczynią. Przede wszystkim podejście do niej ze strony jej narzeczonego - Jean’a Luca, coraz bardziej ją rani i irytuje. Czuje, że ukochany coś przed nią ukrywa, że coś się dzieje i tym samym, czuje się niedoceniania, bo chciałaby w końcu móc udowodnić swą wartość.
Myśli, że będzie miała ku temu okazję po znalezieniu zwłok jednej z czarownic. Szybko okazuje się, że to nie pierwsza ofiara tajemniczego mordercy i równie szybko zostaje od tej sprawy odsunięta… W żalu oddala się od bezpiecznej wieży i…zostaje uprowadzona na wyspę nieistniejącą na mapach…
Dawno tak długo nie czytałam książki. Pierwsza połowa była ciągłą walką z wątpliwościami czy czytać dalej. Ale świadomość jak autorka potrafi wciągnąć w swoje historie, nie pozwalała mi odpuścić. I dobrze, że się nie poddałam, bo choć pierwsza połowa mi się ciągła, taka ponura i nieprzekonująca, druga z nawiązką to nadrobiła. Mam w efekcie za sobą zarwaną noc, czego zupełnie nie żałuję, choć znów cierpię, bo muszę czekać na kolejny tom.
Co tu mamy ? Wyspę, o której niby nikt nie wie, a jednak przez krótki okres w roku może znaleźć ją każdy. Wyspa ta pełna jest oczywiście - wampirów i Celia została porwana przez ich króla - Michaiła, szukającego zemsty za śmierć siostry. Choć ewidentnie nie pałają do siebie sympatią, z czasem ogromna nieufność i wręcz wzajemna pogarda, zaczyna się zmieniać, a wrogość zamienia się we współpracę i… się okaże co jeszcze ;)
Mamy duchy, mamy oczywiście wciąż czarownice i inne magiczne stworzenia. Mamy też wątek nekromancji, który nie jest zbyt często spotykany i tu jest ciekawym urozmaiceniem. No i gdy już zaczyna się dziać… to dzieje się na całego. Dla mnie to wręcz taka książka z wątkiem kryminalnym, bo są ciała nie - ludzi, bo różnych istot magicznych. Ale morderca wydaje się nie do namierzenia. Podejrzanych miałam kilku, bohaterowie również ale finalnie zdemaskowany został ten, którego podejrzewałam najmniej. I czym się kierował ? W jakim celu dopuszczał się tych zbrodni ?
Nad tym będą pracować właśnie Michaił i Celia, z pomocą tych którym można zaufać. Przy okazji Celia będzie mogła udowodnić, że jest bystra i zdolna, nie tak krucha i bezbronna za jaką miał ją Jean Luc. Czy ich uczucie ma po tym szansę przetrwać ? Tym bardziej, że jej relacja z ponurym wampirem zmienia się z tygodnia na tydzień ?
“Nawet jeśli przeżyję, ta bajka nie doczeka się szczęśliwego zakończenia - a wszystko dlatego, że nie chciałam słuchać.”
Przyznam, że mi ulżyło, bo naprawde nie zdarza się często żeby fantastyka mnie zawiodła. Zwykle instynkt mnie nie zawodzi i wiem co jest dla mnie idealne. Tym razem już zwątpiłam na szczęście niepotrzebnie. Autorka stworzyła na swój sposób przewidywalną historię, ale… Teraz większość ma takie charakterystyczne “szkielety” fabuły. Ich rozwinięcie, szczegóły, charakter bohaterów, zwroty akcji - to wszystko potrafi odwrócić uwagę od tej przewidywalności i choć spodziewamy się co mniej więcej będzie dalej, nie mamy absolutnej pewności i też nie jesteśmy w stanie przewidzieć każdego kroku czy decyzji bohaterów, przez co mimo wszystko historia wciąga i porywa.
Tak jest i w tym przypadku. Widać, że między narzeczonymi coś się psuje, a wtedy wkracza on - Pan Owoc Zakazany - że tak to ujmę. To co się nasuwa na myśl, tu w tym tomie jeszcze tak konkretnie się nie wydarzy, ale czuć w powietrzu, w którą stronę to zmierza i te bariery między nimi są poważne, aczkolwiek… Miłość podobno jest w stanie pokonać wszystko. I z przyjemnością przekonam się o tym czytając kolejne części.
Piękne wydanie ale to nic nowego, WeneedYa potrafi oczarować okładkami. Finalnie świetna dawka fantastyki, którą serdecznie polecam i dziękuję za egzemplarz do recenzji.