Oto książka kupiona przez pomyłkę. Wygrzebana w supermarketowym koszu, kosztowała 10 zł. Ale pomyliłam autorów – zdawało mi się, że Henry James to pisarz związany z Anaïs Nin, której dzienniki kiedyś czytałam. Tamten to też Henry, ale Miller. Zorientowałam się dopiero po kilku tygodniach, gdy już przymierzałam się do lektury i coś mi nie pasowało w nocie biograficznej. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, bo ten omyłkowo nabyty zbiór dziewięciu opowiadań okazał się strzałem w dziesiątkę. Najlepszy dowód - prawie 600 gęsto zadrukowanych stron ogarnęłam w niecałe dwa tygodnie, z trudem odrywając się od książki i czytając ją w każdej wolnej chwili.
Henry James jest uważany za jednego z najwybitniejszych przedstawicieli realizmu psychologicznego i wygląda na to, że słusznie, bo motywacjom psychologicznym swoich bohaterów z przełomu XIX i XX wieku przygląda się naprawdę z uwagą, nie tylko je analizując, ale i konkludując. Autor zdaje się być stale obecny w życiu postaci, które tworzy i posiada o nich ogromną wiedzę. Jest znawcą ludzkich charakterów, świetnie portretuje mężczyzn i kobiety. I choć dla tych drugich nie jest zbyt łaskawy, z łatwością mu to wybaczam, ponieważ pisze doskonale i w wielu przypadkach się nie myli. To jedna z tych książek, którą warto przeczytać dla samego języka – dla pięknych, kształtnych, doskonale skonstruowanych zdań. Przy tej lekturze nic nie boli, nic nie zgrzyta. Między innymi z tego powodu już dawno zauważyłam, że czytanie klasyki działa na mnie uspokajająco, bo nie muszę się potykać co rusz o jakieś stylistyczne kłody, które często rzuca pod nogi współczesna literatura (albo moi uczniowie w wypracowaniach – ale na to przynajmniej mam jakiś wpływ). Nie chcąc rozciągać tej recenzji do niebotycznych rozmiarów, posłużę się tylko jednym przykładem, ale pokazującym zarówno talent stylistyczny autora, jak i jego zdolności obserwowania natury ludzkiej:
Pani Mason była wielka plotkarą – plotkarą w skali tak nadzwyczajnej, że przekształciła wadę w cnotę, co więcej, plotkarą z wyobraźnią, zajętą nie tylko teraźniejszością i przeszłością, ale także przyszłością, którą roztrząsała w obłokach rozkosznych półdomniemań oraz zwietrzałych hiperprawd. (s.78)
Wspaniały jest także humor autora – czasami subtelny, a czasami ostry jak szpila (ten polubiłam szczególnie). Zawsze wyraźny, nie do przeoczenia. Henry James pozwala sobie również na poufałość wobec czytelnika, bo kiedy czytamy, można odnieść wrażenie, że siedzi obok nas w trakcie popołudniowej herbatki, snując niespiesznie swoją opowieść i puszczając do nas oko.
Prawie zawsze akcja kręci się tutaj wokół tematu małżeństwa, które należy zawrzeć jak najkorzystniej – czytaj: jak najbardziej opłacalnie – oraz mieszcząc się w granicach określonych dla bogatej warstwy społeczeństwa, z której w większości wywodzą się bohaterowie Henry’ego Jamesa. Ostatecznie przecież (uśmiał się mąż mój na te słowa)
Uczucie może być podstawą małżeństwa tylko z braku czegoś lepszego. (s. 420).
Wyczuwalne jest, że autorowi nie podoba się ich pozoranctwo, płycizna umysłowa i próżniacze nawyki. Ludzie ci osiągają mistrzostwo w perfidii, toczą ze sobą wyrafinowane gry, nakładają maskę uprzejmości i za fasadą konwenansów zostawiają własne szczęście. Opowiadanie Epizod międzynarodowy jest jaskrawym tego przykładem, tym jaskrawszym, że mamy tutaj także motyw wzajemnego postrzegania się i traktowania przez ludzi różnych narodowości. Bohaterka wydaje się być rozsądną i uczciwą dziewczyną, odstawać wyraźnie od starszej siostry, z którą podróżuje, ale nie… Henry James przez kilkanaście stron pokazuje ją w na tyle pozytywnym świetle, że rodzi to nadzieję na coś w rodzaju rewolucji. Ostatecznie okazuje się, że dziewczyna jest taka, jak większość sportretowanych przez Jamesa zamożnych dam, uwięziona w ramach, których wcale nie zamierza opuszczać. Czy w ogóle mogłaby to zrobić? Przykład z innego opowiadania pokazuje, że jest to trudne, ale możliwe.
I taki właśnie zabieg jest częsty w kreacji głównych bohaterek tych opowiadań. Najpierw je lubisz, współczujesz im, kibicujesz, razem z nimi pielęgnujesz nadzieję na szczęście – po czym one zachowują się tak, że masz ich dość i jesteś na prostej drodze, by je znienawidzić.
Swoich umiejętności dokonywania psychologicznej analizy dowodzi autor także w utworach, w których temat małżeństwa czy pieniędzy nie wysuwa się na pierwszy plan, dominują za to dysputy bohatera z samym sobą – mam tu na myśli trzy ostanie opowiadania w zbiorze, szczególnie bardzo zaskakujący Niezły narożnik.
Bohaterowie Henry’ego Jamesa to niezwykle ciekawe przypadki. Jak już zasugerowałam wyżej, często konstruowani w taki sposób, że nie wiadomo, czy nie jest zbyt dużym ryzykiem polubienie ich i czy przypadkiem nie robią cię w balona, drogi czytelniku. Kilkakrotnie w trakcie jednego opowiadania zmieniałam zdanie o niektórych postaciach i kilku ostatecznie nie obdarzyłam sympatią. Nie dlatego, że ich kreacja była słaba, absolutnie. Ale okazywali się ludźmi o paskudnych charakterach, trudnych do zrozumienia pobudkach, osobnikami zimnymi i pełnymi pogardy. Są też tacy bohaterowie, którym od początku do końca współczujemy, jak pułkownik Mason z Niezwykłego przypadku czy Catherine z Placu Waszyngtona – i tacy, których postawę od początku do końca trudno zaakceptować, jak ojciec tejże.
Na koniec wspomnę o dwóch sprawach. Pierwsza - otóż w tych opowiadaniach sprzed ponad wieku nie brak całkiem aktualnych spostrzeżeń – jak np. to:
Ja naprawdę nic nie wiem (…). Poddaję się. Młodzi ludzie zachowują się wobec siebie zupełnie inaczej niż za moich czasów. Nie wiadomo, czy chodzi im o wszystko, czy o nic. (s.21)
A druga – kiedy już właściwie przypisałam nazwisko do autora, przypomniało mi się, że przecież Henry James jest autorem powieści Portret damy. Po lekturze Placu Waszyngtona i innych opowiadań jestem pewna, że także tę książkę chcę przeczytać.