Każdy z nas znajdzie wśród znajomych tą jedną (a może i kilka) osób, które kojarzą nam się z chaosem, rozgardiaszem i sytuacjami komicznymi. Ja też mam. Marta średnio sprawdza się w kuchni - a to nie doda proszku do pieczenia do ciasta, a to posoli zupę dwa razy. Za to na promocjach w marketach potrafi zjeść nawet mydło. Mario miał kilka wypadków, ale żaden z prądem choć wykonuje zawód elektryka. I Kate, która potrafi spać w Ameryce Środkowej pod gołym niebem, bo spóźniła się na busa lub zgubiła kartę bankomatową. Ale nawet oni razem wzięci nie są tak katastrofalnie zabawni jak (werble) - Reginalda Kozłowska.
I oto ona, pojawia się letniego dnia w spokojnej wsi Dębogóra. Umęczona podróżą, zasypia na schodach klimatycznego domu, w którym wynajęła pokój. No dobrze, ten wakacyjny wypad zorganizowała jej matka, by spłukana córka mogła zaznać odrobiny... luksusu? Regi postanowiła wykorzystać ten "dar losu", by w ciszy i spokoju dokończyć swą powieść. Dodajmy drugą. Czeka tylko na właściciela domu. I tu już pojawia się pierwszy problem - Rafał Markowski nic nie wynajmował!
Gry ten duet już się porozumie, co do mieszkania, jedzenia i gotowania, na scenę wchodzi on - Carlo Antonio. Przystojniak z Nowego Yorku, który przykuwa wzrok. Ma jednak jedną niepożądaną cechę - pewność, że świetnie posługuje się językiem polskim. Jego (nie)umiejętności lingwistyczne tworzą masę zabawnych sytuacji.
Jednak to tam, gdzie pojawia się Reginalda dzieją się dziwne rzeczy. Na poczcie ludzie mdleją na jej widok; Rafał, pies oraz biedny listonosz ledwo uchodzą z życiem gdy serwuje im posiłki; ściany (och nawet można rzecz całe domy) ulegają zniszczeniu, gdy jest w pobliżu. Sama też niestety potrafi wpaść w niezłe bagno. Lub szambo. Ale ciągle naiwnie wierzy, że to nie ona ma takiego pecha.
Ta całkiem obca sobie trójka osób, niezależnie od siebie rusza na poszukiwanie skarbu. Tajemniczego skarbu dziadka, ukrytego gdzieś w domu. Skarbu, w którego istnienie nie wierzy Rafał, a który okazuje się...
Och, nie to już musicie sprawdzić sami!
Przerysowana główna bohaterka rozbawia do łez - jest niczego nieświadomą młodą pisarką, która nie zauważa jaki chaos potrafi wywołać. Nawet, a może przede wszystkim, dobrymi intencjami. Postawiony u jej boku Rafał - spokojny, stateczny typ, jeszcze bardziej uwydatnia komiczność zaistniałych zdarzeń. Wszystkie katastrofy oraz ich nagromadzenie wywołują salwy śmiechu. A sama historia, choć szalenie nieprawdopodobna, wciąga czytelnika.
A sama książka...? Okładka przykuwa wzrok - jasnozielona z żółtą czcionką, którą zapisano tytuł. Pojawia się też szkielet i skrzynia (ze skarbem?). Wyklejka prezentuje podobny styl - jaskrawe kolory i... jeszcze więcej szkieletów. Czcionka przeczytanej przeze mnie powieści jest duża i wyraźna. W tekście przy każdym nowym rozdziale pojawiają się pajęczyny i pająki. Wizualnie książka prezentuje się spójnie i... zachęcająco. Nie ukrywam, że lubię dobrze wydane książki. Dopracowany tekst, okładka zwracająca uwagę, ale nawiązująca do samej treści powieści - to wszystko pokazuje, że w ręce nas, czytelników trafia gotowy, dopieszczony produkt.
Dziękuję Wydawnictwu Dragon za egzemplarz książki do recenzji :)