Dzięki Martynie Pawłowskiej-Dymek i jej cyklowi książek „Wszyscy mamy źle w głowach” na moment wróciłam do liceum. Usiadłam w ławkach z klasą 2B i na kilka godzin stałam się jej częścią. Pierwszy tom „Nic z tego nie zrozumiecie” oceniłam pozytywnie, dlatego nie wahałam się ani chwili, żeby znowu wkroczyć w „szkolne mury” i poznać kontynuację historii ambitnych licealistów. Teraz przyszedł czas, żeby opowiedzieć wam, czy byłą ona udana. Panie i Panowie, oto opinia o powieści „Stracone szczęście”.
Martyna Pawłowska-Dymek konsekwentnie rozwija rozpoczęte w pierwszym tomie wątki. Powieść zaczyna się od święta Wszystkich Świętych (ci, którzy czytali „Nic z tego nie zrozumiecie” wiedzą, dlaczego jest tak istotne dla niektórych uczniów 2B), a kończy się w Sylwestra. Powiedziałabym, że wydarzenia opisane w tej części pasują do smętno-jesiennej aury. Jest smutniej i mroczniej. Autorka „rzuciła” trochę trosk na barki młodych bohaterów, przez co powieść jest również bardziej poruszająca. Szczególnie, że skoro zdecydowaliście się sięgnąć po drugi tom to zapewne polubiliście się z tymi postaciami (przynajmniej u mnie tak było).
Można powiedzieć, że Martyna Pawłowska-Dymek pograła sobie z czytelnikami w serialowym stylu, ale to dobrze. Umówmy się, że nikt nie ma ochoty czytać, o kolejnych klasówkach czy imprezowaniu ze znajomi, a tym zazwyczaj zajmują się licealiści. W książkach obyczajowych szukamy wyrazistych postaci z ich radościami, dylematami i problemami, więc zadaniem pisarza jest je stworzyć. Moim zdaniem, autorce udało się ciekawie rozwinąć rozpoczęte wątki, a te nowe również są „niczego sobie”.
W pierwszym tomie cyklu prym wiodła Kaśka. Nowa uczennica, która kryła jakąś tajemnicę. Wiemy, że wyrzucono ją z poprzedniej szkoły, ale nie wiemy za co. W „Straconym szczęściu” udział poszczególnych postaci został zrównoważony. Do Kasi i jej charakteru już trochę się przyzwyczailiśmy - ale nie martwcie się, Martyna Pawłowska-Dymek „sprowokowała” swoją bohaterkę do wyjawienia sekretu - więc czas poznać lepiej innych uczniów z 2B.
W tym miejscu chciałabym wyróżnić jedną z postaci. Tę, która wydała mi się najciekawsza. Jest to Zuza, jedna z klasowych piękności. Zwróciłam na nią szczególną uwagę, bo jej odbiór przez czytelnika zależy od perspektywy. Czasami widzimy typowego „pustaka”, żeby za moment obcować z mądrą, ale wrażliwą i pogubioną dziewczyną. Kiedy uważniej przyjrzymy się tej bohaterce, zobaczymy osobę, która wręcz histerycznie woła o akceptację i uwagę. Zobaczymy tą piękną, popularną, która jest spętana presją wizerunku. Pomimo, że w 2B znajdziemy wiele wyrazistych osobowości, właśnie ta wydała mi się najciekawsza, z psychologicznego punktu widzenia.
Polubiłam ten cykl ponieważ Martyna Pawłowska-Dymek pokazuje w nim, że młodzi ludzie mogą dojrzale podchodzić do życia. Nie zapomina o hormonach itp., ale nie „odmóżdża” swoich bohaterów. Oni zasługują na miano „młodych dorosłych”. Reprezentują aktywności i problemy młodych ludzi, jednak starają się być rozważni nawet po momentach nierozwagi. Myślę, że Martyna Pawłowska-Dymek pisząc te powieści stała się też trochę drogowcem, który maluje dla kierowców wskazówki, jak bezpiecznie dotrzeć do celu.