Karolina Stępień "Szczęście rodziny Marsdenów".
Trzy siostry - najstarsza Elenor, średnia Clementine i najmłodsza Ginger. Każda z nich tak bardzo do siebie podobna i jednocześnie tak bardzo różna. Elenor najpoważniejsza, twardo stąpająca po ziemi, racjonalnie myśląca. Clementine zwinna i szybka jak sarna, ciekawska i żyjąca pełną piersią. Ginger najsubtelniejsza, rozmarzona, z prawdziwą ręką do roślin ogrodowych.
Wszystkie trzy mieszkające w domu ciotki Lisy i jej męża, razem z ojcem i babunią. Matka dziewczyn zostawiła je dawno temu, nie podając żadnych wyjaśnień. Po prostu uciekła. Lisa wzięła wszystkich pod swój dach, otoczyła miłością i opieką. A wcale nie było to łatwe...
Więź, która łączy siostry, jest niepowtarzalna i jedyna w swoim rodzaju. Jest po prostu wyjątkowa. Nic i nikt nie jest w stanie tego zmienić.
Sytuacja staje się napięta, gdy po dwudziestu latach, las, który otacza domostwo Marsdenów, odkrywa tajemnicę. Tajemnicę śmierci Mattiasa, wujka sióstr, rodzimego brata Erica i Lisy. Ciało niedaleko mokradeł, w lesie, który dla dziewczyn był oazą spokoju, ucieczką przed problemami dnia codziennego. Ucieczką przed rutyną.
Trzy siostry zmagają się z dążeniem do prawdy, jednocześnie pokonując problemy domowe. Pomaga im w tym Dirck, chłopak, który szuka wrażeń. Jego serce bowiem pragnie odnaleźć coś magicznego, nierealnego, wyjątkowego. Dzięki Elenor, Clementine i Ginger staje się to możliwe.
Piękny las, zbrodnia i tajemnica, a także Coś. Coś, co żyje w lesie. Jakaś istota, tak bardzo nierzeczywista, a jednocześnie tak bardzo prawdziwa. Nikt jednak nie wie, kim bądź czym jest, i czy jest groźna, czy może jednak po prostu jest...
To nie jest horror, to nie jest powieść pełna grozy. Jest to opowieść o lesie, o Odwiecznym, o siostrach, o ich zmaganiach z rzeczywistością.
Pięknie wykreowany obraz lasu, bagien, całego domostwa Marsdenów. Opisy są bardzo szczegółowe, niekiedy powolne, ale właśnie dzięki temu można poczuć i zapach lasu, i zapach starego strychu... każdy bohater posiada charakter. Fajnie wykreowane postaci, nie idzie nie polubić się z bohaterami. Kibicujemy im od samego początku. Kibicujemy w poznaniu prawdy, ale i w drobnych rzeczach, z którymi muszą sobie codziennie radzić. Co do samej istoty z lasu... no powiem wam, że wyobraźnia działała z pełną parą. Miałam i wciąż mam ją przed oczami. Daje do myślenia... ma ukryty morał. Ale nie będę zdradzać szczegółów. Po prostu warto się nad tym głębiej zastanowić.
To była udana przygoda, mimo iż z początku nastawiona byłam na coś zupełnie innego. W gruncie rzeczy liczyłam na fajny horror, albo chociaż książkę z tłem grozy. Ostatnio nie mogę trafić z horrorem.
"Szczęście rodziny Marsdenów" mimo wszystko, to kawał dobrej książki. Ciekawej historii, pięknej scenerii. Nie ma tu wartkiej akcji, ale to akurat duży plus. Przynajmniej tutaj. Po prostu, fajnie się czytało, przeżywało wszystko z bohaterami. Znajdziemy tu tajemniczość i nieprzeciętność. Czasem serce mocniej zabije ze wzruszenia, a czasem ze strachu.
Jestem zadowolona z lektury i mogę śmiało polecić 😉