Obóz koncentracyjny w Oświęcimiu – Auschwitz – piekło na ziemi. Marian Pankowski, nr obozowy 46333, świadomie nazywa to miejsce Auszwic.
Dlaczego używa takiej nazwy?
Wyjaśnia to na pierwszej stronie swojej książki. „Z Auszwicu do Belsen” to jego wspomnienia z pobytu w obozach koncentracyjnych - Auszwic, a potem położonych na terenie Niemiec: Gross-Rosen i Bergen-Belsen. To jest skromna książka, ma ponad 80 stron, i nie jest to typowa literatura faktu. To są obrazy, migawki z kacetu, w których pewne miejsce zajmuje jego poezja - w różny sposób.
Aby dobrze zrozumieć tę książkę, należy powiedzieć kilka słów o Marianie Pankowskim.
Urodził się i wychowywał się w Sanoku. W 1938 roku rozpoczął studia prawnicze na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie, by potem przenieść się na polonistykę. Spędził 3 lata w obozach koncentracyjnych, a po wojnie osiadł w Belgii. Poszedł na studia i został profesorem literatury. Pisał opowiadania, powieści, dramaty, które wystawiano w teatrze za granicą, poezję. Uważał się za poetę, nie pisarza. Miał ciekawe i dobre życie, dożył 90 lat.
W Polsce jest mało znany. Jego książki są pisane nie łatwym językiem, jest awangardowy, ale był bystrym obserwatorem naszej polskości
W tej książce są sceny filmowe, dramat przeplata się z komedią. Są sceny z kacetu, których nie wymyśliliby najlepsi scenarzyści.
Już te słowa wzbudzają emocje cyt.: „Nie czytam cudzych wspomnień z kacetu. Od pięćdziesięciu lat odmawiam wywiadów i nie reaguję na ankiety badaczy niemieckich obozów koncentracyjnych. Im chodzi o fakty, wciąż te same, które obciążyłyby poprzednich zwycięzców upodlonych rolą oprawcy. „Czy Pana (Panią) torturowano?” – Owszem, i to jeszcze jak! – miałoby się ochotę odpowiedzieć… Formularze abstrakcyjne i manichejskie.”
Po kilkudziesięciu latach profesor Pankowski dostaje list z Monachium. Odzywa się do niego Szymek - Żyd, przyjaciel z Auszwic, który jest lekarzem, dyrektorem wielkiego szpitala. Odnalazł informację o nim w jakimś czasopiśmie. Scena filmowa, bardzo wzruszająca, i jeszcze te słowa Mariana Pankowskiego - ja Polak, o smagłej cerze i orzechowych oczach, i On - Żyd z niebieskimi oczami.
A potem spotkanie w domu Szymka z jego rodziną. Spotkanie, dwóch ocalałych, na których patrzy rodzina Szymka, bo oni są z „tamtego świata”, oni „przez to” przeszli cyt.: „ „Ten tu profesor i mój ojciec, oni tam t o przeżywali” – pomyśli córka.
My z Szymkiem widzimy, jak żywi na nas patrzą. Słyszymy, że to przez nich cisza nastała. I wiemy, jak im teraz strasznie głupio, bo nie potrafią nas definitywnie umiejscowić.”
Jak mówił sam Pankowski, w Auszwic nie trafił najgorzej. Pracował w komandzie ślusarzy, w warsztacie, gdzie odkuwali stoliki i żyrandole do mieszkań esesmańskich, ale robili też sygnety dla esesmanów z złotych koron i mostków żydowskich.
Po Auszwic trafił do obozu w Gross-Rossen. Opisuje absurdalną scenę pokazująca, że życie czasem wymyśla najlepsze scenariusze.
W obozie wiedziano, że Pankowski pisze, że jest poetą. Pewnego dnia kapo Egon, zaprasza go do siebie i prosi, żeby napisał mu wiersz po niemiecku do swojej ukochanej, która jest miejscową prostytutką.
Ta książka jest skromna, ale pełna emocji. Sceny z życia obozowego Mariana Pankowskiego są prawdziwe. Udało mu się, przeżył to piekło cyt. „ Ważę pięćdziesiąt pięć kilo. Za całe mienie – łyżka z nierdzewnej stali i gruźlica.”
Marian Pankowski kończy swoje wspomnienia wierszem, jak przystało na Poetę.
Przytoczę na koniec jego fragment, stanowi idealną puentę tej książki cyt.: „
Biegnę na zachód, miasta wiwatują.
Panie z oficerami balują
na Grand Placu w Brukseli.
Oni skoczem zalatują
i gumę zieloną żują;
oni z nieba sfrunęli,
zza oceanu przypłynęli.
I gdzież tu miejsce na mój taniec?
Na mój krok auszwicki,
co trepem, trepem, taaak!
Bo ja siny uratowaniec…
spod ciał braci odwalony,
odmyty dzisiaj z ich popiołu,
idę i niosę swego trupa,
siną zakładkę
do ksiąg tego wieku.”