Uwielbiam książki, w których autorzy przedstawiają rozterki głównych bohaterów, pokazując również ich stopniową zmianę. Czytając krótki urywek powieści Idy Jatczak „Szara tęcza”, w którym pisarka w sposób subtelny zadaje pytanie, czy można kochać chłód ludzkiej duszy, wiedziałam, że ta lektura będzie wyjątkowa i umiejąca poruszyć serce czytelnika. Okładka w odcieniach kolorowej szarości, która przyznam – jest wręcz kapitalna, idealnie oddała klimat tego utworu, który pokazał, że miłość to wcale nie zabawa.
Debby, nastoletnia dziewczyna, która dotychczas mieszkała w Wielkiej Brytanii, trafia do domu swojej ciotki i kuzynki, kiedy jej rodzice giną w wypadku. Bohaterka bardzo przeżywa śmierć swojej najbliższej rodziny, wytwarzając wokół siebie mur i nie pozwalając nikomu zbliżyć się do swojej osoby. Ciotka postanawia spolszczyć jej imię na „Dagna”, sądząc, że taki czyn utożsami Debby z Polską. Jednak to prowadzi do jeszcze większych konfliktów. Życie Angielki zmienia się, kiedy przymusowo zaczyna chodzić na kółko matematyczne, gdzie poznaje Szymona – ambitnego chłopaka, który chce zrobić coś więcej niż jedynie pomóc dziewczynie w zadaniach. Zaczyna szukać z nią kontaktu, pomimo tego, iż Debby wytrwale odpycha od siebie każdą ludzką życzliwość. Szymon nie poddaje się jednak, próbując dowiedzieć się informacji o swojej koleżance i powolnie zdobyć jej zaufanie. Zakochuje się w chłodzie jej oczu, smutnym spojrzeniu i szczerych słowach. Z czasem, uczennica zaczyna darzyć Szymona sympatią. Jednak myśli samobójcze nie dają jej spokoju, co burzy wszystko to, co udało jej się uzyskać w przeciągu kilku miesięcy.
„Szara tęcza” to lektura, która potrafi wprowadzić w stan osłupienia. Ida Jatczak w sposób wspaniały przedstawiła uczucia i myśli Debby, która nie potrafiła odnaleźć się w nowej sytuacji, nie widząc samej siebie. Nie mogłam oderwać się od tej lektury, bowiem sytuacje, w których Debby i Szymon pozostawali sam na sam powodowały, że z zachwytem obserwowałam ogromne zaangażowanie chłopaka, który nie potrafił się poddać. Niekiedy aż ręce same ściskały się w pięść, gdy nastolatka po raz kolejny odpychała od siebie osobę, która była w stanie dać jej wszystko, czego tylko zapragnęła. Ból, nienawiść i gniew aż kipiał z tej lektury, powoli zamieniając się w iskierkę nadziei na lepsze jutro. Myślę, że gdyby nie determinacja Szymona, pragnącego zobaczyć radość w oczach swojej przyjaciółki, Debby jeszcze bardziej pogłębiałaby swoją duszę w cierpieniu.
Ida Jatczak wykreowała kapitalnych bohaterów, którzy swoim zachowaniem dali wiele do zrozumienia. Na szczególne uznanie zasługuje Szymon, który niekiedy cierpiał bardziej niż Debby. I tym razem pokochałam krótkie zdania, delikatne słowa, oddający klimat tej wspaniałej lekturze, gdzie drobne gesty znaczyły więcej niż długie wypowiedzi. Tak przykro patrzeć na miłość bez wzajemności, szczególnie, gdy nie wiadomo, gdzie podziała się ta wzajemność i czy jest szansa na jej znalezienie. Widać, iż autorka przemyślała całą budowę utworu, ponieważ możemy zauważyć stopniową rozbudowę zdarzeń. Rozmyślenia Debby ulegają rozjaśnieniu i wprowadzając czytelnika do zupełnie innego świata. Niekiedy odnosiłam wrażenie, że dziewczyna wręcz bawi się kosztem Szymona, ale jak się okazało – kochać to również trudne zadanie. Zakończenie do końca pozostawało zagadką i przyznam, że zostałam zaskoczona.
Ida Jatczak w sposób fenomenalny pokazała, jak cierpienie może zniszczyć wewnętrznie człowieka. Debby od początku czuła się osamotniona we własnej egzystencji, nie dopuszczając do niej praktycznie nikogo. Niestety, w rzeczywistości rzadko kto odnajduje takiego Szymona, który przypomina jak brzmi definicja uśmiechu. Żałowałam głównej bohaterki, ale znacznie bardziej tego niepozornego chłopaka. Nie ma niczego gorszego niż doświadczyć wiecznego odpychania, zarazem nie potrafiąc odejść i przestać kochać. Nazwałabym to chorym uzależnieniem, a niekiedy – upokarzaniem samego siebie.
Bardzo polecam tę książkę, ponieważ na niecałych dwustu stronach można odnaleźć słowa, sprawiające dreszcze na ciele. „Szara tęcza” wprowadza do życia zwykłych nastolatków, pragnących jedynie stabilizacji i odnalezienia samego siebie. W natłoku uczuć można się pogubić i co gorsza – zgubić samego siebie.