Narodziny wszystkiego recenzja

Świt cywilizacji do poprawki?

WYBÓR REDAKCJI
Autor: @Carmel-by-the-Sea ·7 minut
2023-03-30
1 komentarz
11 Polubień
Długa i wyboista podróż czytelnicza za mną!

Podobno to rewolucja, podobno redefinicja priorytetów, nowe spojrzenie – przynajmniej takie nadzieje daje tytuł, który jest raczej deklaracją treści na wyrost z pewną dozą megalomanii. Nie znam się na antropologii i archeologii, czasem coś czytam. Stąd nie jestem w stanie zweryfikować stopnia ‘pójścia pod prąd’ dominującym trendom tych dwóch dziedzin przez Davida Graebera i Davida Wengrowa. „Narodziny wszystkiego. Nowa historia ludzkości” jest solidna gabarytowo, ale zdecydowanie przegadana, mniej rewolucyjna niż krzyczy okładka i do tego dość nierówna pod względem detaliczności, a przez to trudna do zbudowania profilu jej odbiorcy. Po lekturze skłaniam się do hipotezy, że to raczej próba stworzenia rozszerzonej narracji w opowieści o początkach cywilizacji w konsekwencje odkryć ostatnich dekad. Do tego zapewne chodzi o pełniejsze odwołanie się do perspektywy kobiecej i zniuansowanie głównego nurtu o kultury rozsiane po kontynentach, które ostatecznie przegrały z europejskim muszkietem.

Może wprost pokażę pewną ‘nadmiarowość deklaracji’ w stosunku do tego, co dostajemy. We wstępie autorzy piszą (str. 16):

„Niemal wszystkie te badania podważają znaną nam historię, ale często najdonioślejsze odkrycia pozostają w kręgu specjalistów lub trzeba je odczytywać między wierszami w naukowych publikacjach.”

Graeber i Wengrow pozbierali rozproszone ustalenia/odkrycia dopowiadając alternatywne treści do nurtu preferowanego, który przekazuje się w szkole. Odrzucają perspektywę nieuchronności modelu, który nas otacza (ze zuniformizowaną strukturą urbanizacyjno-społeczno-polityczną), podają przykłady innych nieudanych czy zapomnianych dróg budowania cywilizacji. Choć nieuchronność tego co mamy, należy inaczej rozumieć, niż czasem się opowiada zaczynając historię ludzkich kultur, to jednak nie da się zanegować wielu dominant. Do tego raczej wypada akcentować, że ‘nie tylko’ albo ‘również’ czy ‘równolegle’ unikając języka zrywającego z paradygmatem. A wtedy taka rozbudowana opowieść o ludzkich kulturach nie czyni od razu rewolucji (negującej model ewolucji antropologicznej od łowców-zbieraczy i rolników, przez miasta, państwa typu egipskiego, przez greckie rozmyślania o filozofii społecznej po nowożytność), ale dodaje kolorytu i przywraca równowagę dobudowując perspektywy. Być może nowatorstwo tej publikacji wynika z faktu nieistnienia podobnej syntezy, która stanowiłaby kompendium wariacji cywilizacyjnych, głównie z Nowego Świata, co sugerują sami autorzy w zakończeniu (str. 530-531).

Konstrukcja argumentacyjna książki wydaje mi się dość prosta (przy zawiłości tekstu na kilku innych poziomach, o czym później). Bierzemy jakieś ustalenia dotyczące dziedzictwa materialnego ludów sprzed setek/tysięcy lat, które niedawno uzyskały status faktu, następnie podważamy typową narrację pokazując, że nie zawsze jest tak, iż:

  • powstanie rolnictwa jest trwałym ‘postępem’ w kierunku centralizacji administracyjnej (str. 160-162,257)
  • elitaryzm jest finalną formą dojrzałej cywilizacji (str. 325-331)
  • pojęcie ‘państwa’ i ‘miasta’ należy sprowadzać do ich nowożytnej formy europejskiej (str. 353)
  • każde zdobycze społeczno-prawnej równości należy wywodzić z greckich polis (str. 452)

Jeżeli nad takimi obserwacjami zastanowić się, to biorąc pod uwagę fakt, że niektóre społeczności przez tysiące lat formowały się w izolacji, że miały dużo czasu i że wszyscy uczestnicy-twórcy modeli kulturowej codzienności byli ludźmi, to jakieś niszowe rozwiązania musiano wypracować, choć jednocześnie sporo ‘udogodnień kulturowych’ odkryto wielokrotnie a całe ludzkie napięcie między egoizmem jednostki i potrzebami społecznymi jakoś pozycjonują się w biologicznych ograniczeniach i predyspozycjach. Graeber i Wnegrow słusznie ‘walczą’ z powszechnym akademickim modelem prezentowania zmian historycznych, który przeszczepia się z ewolucji darwinowskiej zbyt daleko idącymi analogiami (str. 450-455). Wychodzi z takich wycieczek ‘potworek intelektualny’ z nieuchronnością zmian w kierunku, który doprowadził nas do jednolitej i pozbawionej kolorytu odmienności kulturowej. Tu, gdzie jesteśmy, jest epistemicznym faktem, ale archeologia podpowiada, że było sporo innych możliwości. Pytanie tylko, czy te odmienności, jeśli weszłyby na drogę ‘rewolucji węglowo-elektrycznej’ (niezależnie i separowalnie od innych kultur) i tak nie wylądowałyby ze smartfonami przyklejonymi do nosa niemal każdego?

Z punktu widzenia laika, konstrukcja książki jest dość niefrasobliwa i mało edukacyjna. W warstwie przesłania przeczuwam, że dobrze odczytałem i przyswoiłem apel autorów. Cala ta uogólniająca oferta przewartościowania narracji antropologiczno-archeologicznej jest jednak wynikiem konkretnych badań. Tu właśnie jest kłopot z odbiorem treści. Struktura tekstu faluje od szczegółu do ogółu dość nieprzewidywalnie. Trudno podsumowuje się tak napisane książki. Przeskoki w czasie o tysiące lat i tysiące kilometrów mogą nastąpić na sąsiednich stronach. Olmekowie, Uruk, Huronowie, egipskie Stare Państwo, świt ostatniego interglacjału, XVIII-wieczni Irokezi, prekolumbijskie inkaskie Andy,… Taki układ jest cechą monografii (z założeniem solidnej podbudowy odbiorcy, któremu nie trzeba tłumaczyć od podstaw), którą byłaby ta książka, gdyby nie kilka formalnych braków. Po pierwsze zupełność. Nie wiadomo czy przywołane fakty materialne stanowią wystarczającą podstawę obiektywizacji sądów. Po drugie definicje. Być może jestem przesadnie przyzwyczajony do tekstów ścisło-przyrodniczych, a w naukach społecznych nie istnieje zobiektywizowana baza fundamentów. Chciałby jednak wiedzieć czym jest ‘miasto’ i ‘państwo’, jeśli z konkretnego stanowiska archeologicznego wyprowadza się sądy o codzienności w języku jednak adekwatnym do teraźniejszości. W „Narodzinach wszystkiego” krzyczy niedojrzałość tego kawałka nauki – brak definicji! Sami autorzy w wielu miejscach rozważają ten problem, dochodząc do niepokojąco nieoperacyjnych wniosków (str. 440):

„O ile kiedyś zakładaliśmy, że ‘cywilizacja’ i ‘państwo’ są powiązanymi bytami, które dostajemy w historycznym pakiecie (który można przyjąć lub odrzucić), dziś historia pokazuje nam, że terminy te w rzeczywistości odnoszą się do złożonych amalgamatów elementów o zupełnie różnych źródłach, które aktualnie się rozszczepiają.”

Skoro podwaliny językowe nauk społecznych wciąż mogą ulegać tak daleko posuniętej redefinicji, to tu upatrywałbym istotę czekającej ‘rewolucji’ – zbudować narrację w ramach której opisuje się dopiero ‘odkopywany świat kultur’. Skoro jednak tak łatwo wywrócić system sądów w ramach antropologii, to może na razie nie warto dokonywać ‘wirtualnych rewolucji’ nie wiedząc jak bardzo szeroki zakres zjawisko może swą przyszłą dostępnością przeformułować tę dziedzinę? W takim ujęciu deklaracja autorów o ‘nowym otwarciu’ jest przedwczesna. A wtedy tak opisany przełom (str. 525-526):

„(…) przywykliśmy myśleć o ‘cywilizacji’ jako o czymś, co zrodziło się w miastach, ale wyposażeni w nową wiedzę stwierdzamy, że bardziej realistyczne wydaje się odwrócić to i wyobrazić sobie pierwsze miasta jako jedną z wielkich konfederacji skompresowaną na małej przestrzeni.”

wpasowuje się po prostu w poprawione odczytanie przeszłości. Prowadzi mnie to do wniosku, że zamiast nadużywanego słowa ‘rewolucja’ mamy do czynienia z mechanizmem aproksymacji ulepszanej wraz z kolejnymi ‘punktami pomiarowymi’ w postaci nowych wykopalisk.

Plusy. Pełne opisanie moich przemyśleń z lektury zajęłoby zapewne zbyt wiele stron nudnego słowotoku (in plus, in minus, kontrowersji, …). Książka jest kopalnią informacji o kulturach, które kwitły tysiące lat temu, a o których nikt nie pamięta poza ekspertami. „Narodziny wszystkiego” pozwalają nadrobić te uchybienia. Nie tylko klasyczna sztafeta kultur – Sumerowie, Egipt, Chiny, Indie, Grecja, Rzym,… - budowała dynamikę przeszłości człowieka. Do tego antropolog i archeolog pokazują, że nawet te znane historyczne cywilizacje stanowiły coś więcej niż prosty substytut nowoczesnego rozumienia relacji i struktur społecznych. W tym całym galimatiasie znaleźli autorzy miejsce na przeglądanie się w codzienności wiosek, opowieści o eksperymentach z egalitaryzmem w miejscach, w których trudno było się spodziewać takiej progresji. Zdecydowanie ciekawym wątkiem okazał się trójelementowy i dwustopniowy system dominacji (podsumowany na str. 516-517), który tworzy interesujący kontrapunkt dla moich utyskiwań na warsztat tekstu. Graeber i Wengrow na tym szkielecie zbudowali ciekawą macierz konkretnych rozwiązań cywilizacyjno-kulturowych obudowany przykładami. Ich narzekanie na wyprany z kolorytu zmienności język dominującej kultury Zachodu, powracający wielokrotnie, również zmusza do namysłu nad tym, co widzimy w lustrze (str. 458-459):

„(…) od czasu podboju Ameryki przez Hiszpanów i powstania imperiów kolonialnych nie możemy tego uczynić /porównania wielu ważnych wydarzeń z historii różnych cywilizacji/, gdyż globalnie ostał się tylko jeden system polityczno-gospodarczy.”

Autorzy chcieliby widzieć chyba zwycięstwo innych kultur poprzez równowagę różnych narracji. Tylko czy nie jest to zbyt naiwne myślenie? Na tym właśnie polega zwycięstwo jakiejś cywilizacji, że redefiniuje, narzuca swoje opowieści niszcząc treść życia przegranych.

„Narodziny wszystkiego” to ważny tekst. Wychodzi daleko poza uproszczenia modnego Harariego (a może po prostu autorzy chcą dotrzeć do innych odbiorców startując z innym celem publikacji). Nie sposób wszystkiego dotknąć spisując przemyślenia. Bogactwo faktów przytłacza. Niestety, za bardzo dobrym pomysłem na książkę nie poszła dobra realizacja. Brak skorowidzu (rzeczowego – choćby ogólnego i osób, nazw własnych) utrudnia relacyjne i kontekstowe czytanie. Sam układ treści w rozdziałach i nieoczywistość tematyczna, która w nich rezyduje, tworzy misz-masz dla laickiego umysłu poszukującego wyrazistości, spójności i klarowności. Książka nie jest ani horyzontalna ani wertykalna czasowo i przestrzennie (nie dostajemy pełnego obrazu konkretnego czasu historycznego w funkcji miejsca ani konkretnego miejsca w różnych przekrojach czasu). Stąd nie-ekspert nie wie, czego nie dostał w treści z istniejącego spektrum wiedzy. To duży mankament.

DOSTATECZNE plus – 6.5/10

/Zdecydowanie dobrze spisywało się wrażenia z lektury słuchając „Oxygene” Jean Michel Jarre’a/

Moja ocena:

Data przeczytania: 2023-03-29
× 11 Polub, jeżeli recenzja Ci się spodobała!

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki
Narodziny wszystkiego
Narodziny wszystkiego
David Graeber, David Wengrow
8/10

Rewolucyjne spojrzenie na historię ludzkości, które kwestionuje nasze najbardziej fundamentalne założenia dotyczące ewolucji społeczeństwa Od pokoleń nasi odlegli przodkowie są przedstawiani jako pr...

Komentarze
@almos
@almos · ponad rok temu
Bardzo dobra recenzja, chyba przeczytam bo
Książka jest kopalnią informacji o kulturach, które kwitły tysiące lat temu, a o których nikt nie pamięta poza ekspertami.
Poza tym skoro książka jest polemiką z Hararim, który mi się bardzo podobał, to warta jest lektury
× 4
@Carmel-by-the-Sea
@Carmel-by-the-Sea · ponad rok temu
Dzięki.
Książka bardzo ciekawa, ale jest dużo moich ale.
Harari pojawia się niejednoznacznie wprost w kilku miejscach.
Z tego co pamiętam optuje za pewnym ewolucjonizmem kulturowym, z czym tu autorzy walczą.
× 2
Narodziny wszystkiego
Narodziny wszystkiego
David Graeber, David Wengrow
8/10
Rewolucyjne spojrzenie na historię ludzkości, które kwestionuje nasze najbardziej fundamentalne założenia dotyczące ewolucji społeczeństwa Od pokoleń nasi odlegli przodkowie są przedstawiani jako pr...

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki

Zobacz inne recenzje

Czy kojarzycie może taką sytuację? Studia, wykład na auli, a prowadzący wpada w słowotok, nie trzyma się wymaganych programem suchych faktów tylko do każdego wątku ma milion dygresji? Tak właśnie się...

@jelonka11 @jelonka11

Zmieniając postrzeganie przeszłości "Narodziny wszystkiego" to monumentalna, prowokacyjna, bogata w wiele ciekawych informacji, czego najlepszym dowodem są bibliografia i przypisy publikacja, która ...

@karolina92 @karolina92

Pozostałe recenzje @Carmel-by-the-Sea

Przewodnik łowcy i zbieracza po XXI wieku
Mętnie o kondycji człowieka

To była dość nużąca, przewidywalna i po części zbyt spekulatywna lektura. Pojawiło się w niej na szczęście też kilka obserwacji godnych odnotowania. Małżeństwo autorów –...

Recenzja książki Przewodnik łowcy i zbieracza po XXI wieku
Przestrzeń, czas i ruch
Zaproszenie do fizyki

Po pozornie rozczulającej deklaracji z pierwszego rozdziału (str. 42): „Przyczyna tego, że fizyka wydaje się bardzo trudna, leży tak naprawdę w tym, że w porównaniu z...

Recenzja książki Przestrzeń, czas i ruch

Nowe recenzje

Szczęście pisane marzeniem
Szczęście
@Chwila_pauli:

"Szczęście pisane jest marzeniami, a marzenia cierpieniem. Im bardziej czegoś ci brakuje, im większy czujesz niedostat...

Recenzja książki Szczęście pisane marzeniem
Wielkie iluzje
Iluzje życia
@kd.mybooknow:

Hejka, Iskierki Książkowe! 🔥 Czy potrafimy zaakceptować prawdę o sobie? Czy łatwiej jest żyć w iluzji, niż zmierzyć się...

Recenzja książki Wielkie iluzje
Piąty akt
Trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść...
@izka91201:

Przedstawienie dyplomowe przygotowane przez studentów Akademii Teatralnej ma być przepustką do ich kariery. Wszystko je...

Recenzja książki Piąty akt
© 2007 - 2024 nakanapie.pl