Maja Iwaszkiewicz Świnia na sądzie ostatecznym Jak postrzegano zwierzęta w średniowieczu,
zastanawiam się, na ile jestem przypadkiem odosobnionym, ale dla mnie średniowiecze nie miało nigdy pejoratywnego wydźwięku. Nie zaraz, żebym je jakoś kochała, raczej nie wybrałabym go również, gdyby ktoś zaproponował mi przeniesienie się w czasie, ale jest jedna rzecz, którą w średniowieczu uwielbiam. To architektura sakralna. Kiedy myślę, co mogło wpłynąć na brak tego typu negatywnych skojarzeń, przychodzą mi na myśl moje spędzane parę razy przed laty wakacje we Francji i możliwość oglądania mnóstwa lokalnych, maleńkich kościołów, będących zabytkami architektury romańskiej i gotyckiej. Zlokalizowane często w niewielkich miejscowościach, nie trzeba było przemierzać setek kilometrów, żeby je odnaleźć, nie leżały też na głównych turystycznych szlakach. Ich wiek, włożony w budowę wieloletni wysiłek ludzki, zawsze wzbudzały mój podziw.
Kiedy zobaczyłam zapowiedź Świni na sądzie ostatecznym wróciły tamte obrazy. Wiedziałam że to może być interesujący temat, nawet jeśli wydaje się być marginalny dla twórczości związanej z przedstawianiem wydarzeń biblijnych. Okazało się, że wcale tak nie jest, bo średniowieczni twórcy, filozofowie czy naukowcy, byli ogromnie zafascynowani również tematyką fauny. A łatwo wcale nie mieli, bo jak tu narysować bądź wyrzeźbić żyrafę albo słonia, kiedy nigdy tych zwierząt się nie widziało. W XIII wieku z pomocą przyszedł Albertus Magnus Albert Wielki, który w liczącym dwadzieścia sześć tomów dziele De animalibus, a dokładnie w ostatnich pięciu tomach (wcześniejsze są parafrazą nie podlegającego dyskusji, chociaż również często mijającego się z prawdą podejścia Arystotelesa), zawarł własne obserwacje, opisując jednocześnie prowadzone na zwierzętach eksperymenty.
Nie spodziewałam się, że autorka otworzy drzwi do tak magicznego świata widzianej w tamtym czasie fauny. Świata, w którym ogromne znaczenie przywiązywano do symboliki zwierząt, w którym szatan mógł pojawić się pod licznymi zwierzęcymi postaciami, pełnego tajemniczych stworów, jednorożców, gryfów, feniksów czy syren, epoki ludzko-zwierzęcych hybryd czy monstrów.
Średniowiecze kryje jednak w sobie jeszcze więcej zaskoczeń, podejmując tematy wydawałoby się już współczesne, takie jak podejście do zwierząt i ich traktowanie czy też stosunek do spożywania ich mięsa. To wszystko okraszone zostało językiem lekkim i przyjemnym w odbiorze, powodującym, że wydawałoby się zamierzchłe i ponure średniowiecze, staje się bliskim i interesującym, choć pełnym zaskoczeń podwórkiem.
Jestem zafascynowana kolorystyką zawartych w książce reprodukcji (jest ich tutaj sporo), intensywnością średniowiecznych barw, jakby specjalnie poprawianych przez programy graficzne sprzed setek lat. Nie miałam okazji przyglądać się średniowiecznym księgom na żywo, prawdopodobnie większość z nich jest i tak zamknięta w sejfach klasztorów, muzeów, schowana gdzieś głęboko przed ludzkim okiem. A malowidła, freski, które miałam okazję podziwiać w romańskich czy gotyckich kościołach, wydawały mi się zawsze takie ciemne. Fakt, który może mi nieco umknął, nie odnawia się ich w końcu, co kilka lat.
Na koniec mam tylko jedną uwagę. Książka jest po prostu za krótka, zanim zacznie się czytać, już się kończy, a ja chciałabym jeszcze więcej i więcej.