Przyznaję, zdarzyło mi się użyć epitetu średniowieczny w znaczeniu zacofany i ciemny... Niestety, w moim umyśle mocno zakorzenił się pejoratywny wydźwięk tego słowa, jak i dosyć mglisty obraz tamtej epoki. A może po prostu nie będę owijać w bawełnę, ten okres nigdy nie był przedmiotem moich zainteresowań. Wiecie przecież, jak to jest ze stereotypami, zazwyczaj wynikają tylko i wyłącznie z niewiedzy... A wystarczy trochę chęci i wiarygodne źródło informacji, by nie powtarzać za innymi tych wszystkich wyssanych z palca bzdur i nie popełniać tak karygodnych błędów. I w tym momencie jeśli chodzi o łamanie stereotypów na temat średniowiecza „wchodzi na scenę” Maja Iwaszkiewicz, zagorzała miłośniczka tej epoki, z całym orężem, uzbrojona niczym rycerz, tylko zamiast miecza dysponuje po prostu wieloma naprawdę sensownymi argumentami, a zawarła je w swojej książce, „Świnia na sądzie ostatecznym. Jak postrzegano zwierzęta w średniowieczu”, w której skupiła się na bardzo zaskakującym temacie, na który zresztą wskazuje już sam tytuł. Jestem naprawdę zachwycona i pod ogromnym wrażeniem wyboru obszaru rozważań, ale przede wszystkim przekazem i wnioskami, jakie bardzo trafnie sformułowała: to nie średniowiecze charakteryzowało się zacofaniem i ciemnotą, ale to my współcześnie odznaczamy się większą ignorancją w postrzeganiu , traktowaniu i nie docenianiu znaczenia zwierząt w naszym życiu...
Ta książka oferuje naprawdę ogrom wiedzy i różnych ciekawostek, jest po prostu napisana z pasją. Czuć dystans i luz autorki, oraz duże poczucie humoru i niezwykłą umiejętność opowiadania o rzeczach skomplikowanych w sposób łatwy i przyjemny. Maja Iwaszkiewicz potrafi nawiązać dialog z czytelnikiem, skłonić do refleksji do zainteresowania się ważnymi kwestiami dotyczącymi relacji łączącej człowieka ze zwierzęciem w średniowieczu, ale robi to również w odniesieniu do współczesności. Podkreśla znaczenie symboliki przypisywanej zwierzętom, której znajomość może stanowić dla nas przepustkę do zrozumienia sztuki tamtej epoki. Pokazuje, na czym polegała praca zoologów w tamtych czasach i jak bardzo niedoceniany jest obecnie ich wkład w rozwój tej gałęzi nauki. Podpowiada skąd się wzięły średniowieczne wyobrażenia o fantastycznych stworach. Dowiadujemy się, czy wierzono w tamtych czasach, że zwierzęta mają duszę i rozum. Najbardziej chyba zaskoczył mnie rozdział na temat sytuacji prawnej zwierząt, a właściwie dowody na to, że były traktowanie na równi z ludźmi w przypadku procesów, wymierzania kar, jak i prawa do obrony. Pojawia się również temat wegetarianizmu i związana z nim postać Pitagorasa, którego od dziś jestem fanką! Maja Iwaszkiewicz bardzo płynnie przechodzi między „kiedyś” a „dziś”. A to daje szerszy obraz, pokazuje jaką drogę przeszliśmy jako ludzkość, że właściwie niczego się nie nauczyliśmy mimo rozwoju i postępu, bo popełniamy coraz więcej błędów i nieustannie rościmy sobie prawo do panowania nad światem i przyrodą...
Dla mnie ta pozycja to prawdziwa petarda! Bawiłam się znakomicie podczas lektury! Dzięki Mai Iwaszkiewicz naprawdę polubiłam średniowiecze, a to wg mnie najlepszy komplement. Dodam jeszcze, że ta pozycja jest naprawdę przepięknie wydana. Treść została okraszona cudownymi ilustracjami i rycinami. Sama okładka jest wg mnie niesamowita i idealnie dopełnia całość. Zdradzę, że na końcu czeka Was bardzo miła niespodzianka. Koniecznie musicie się przekonać sami. Czytajcie, naprawdę warto! :)