Sławomir Koper jest niezwykle płodnym twórcą książek historycznych, można się na niego zżymać, że pisze za dużo i zbyt powierzchownie, ja sam mam z nim różne doświadczenia, ale jedno muszę przyznać, nie fałszuje historii, nie ulega szalonym teoriom spiskowym, pisze merytorycznie, ale czasem po łebkach.
W tej książce opowiada o początkach dynastii Jagiellonów, wybierając nader oryginalną formę dla swojej opowieści. Oto jeździ z 13-letnim synem po Polsce i krajach ościennych i, przy okazji zwiedzania miast i miejsc związanych z epoką, opowiada młodemu o historii Polski w XIV i XV wieku. Fajny to wykład, wyjątkowo lekki, bo adresowany do młodego pokolenia, oczywiście niezbyt głęboki i nieco chaotyczny, ale rzetelny i skrzący się najróżniejszymi ciekawostkami. Myślę sobie, że to znakomita forma popularyzacji historii.
No właśnie, sporo jest w książce ciekawostek, parę z nich było dla mnie nowych i nader interesujących, te przytoczę.
I tak, pisze Koper o wielkim zjeździe władców zorganizowanym przez Jagiełłę w Łucku na Wołyniu w 1429 r. Co ciekawe, ta impreza: „pod każdym względem przewyższyła słynne krakowskie spotkanie monarchów zorganizowane przez Kazimierza Wielkiego. Jednak w powszechnej świadomości to właśnie uroczystości w Krakowie stały się symbolem europejskiego znaczenia Polski. Zadecydował o tym drobiazg bez większego znaczenia – wspaniała uczta wydana przez Mikołaja Wierzynka.”
Dowiedziałem się z książki, że „słowo Litwin przez całe stulecia oznaczało takiego samego Polaka jak Mazowszanin czy Wielkopolanin.” Po takiej informacji słowa poety 'Litwo, ojczyzno moja' nie brzmią już wcale dziwnie.
Twierdzi też autor, że gdyby stworzyć ranking najbardziej polskich miast, które po zakończeniu II wojny światowej pozostały poza granicami naszego kraju, to w pierwszej trójce znalazłyby się Lwów, Wilno i Grodno, to trzecie miasto jest dla mnie niespodzianką.
Książka może też być traktowana jako bedeker, z wielkim zachwytem na przykład pisze Koper o, ufundowanej przez Jagiełłę, kaplicy Trójcy Świętej na lubelskim zamku. Byłem parę lat temu w Lublinie, ale do tej kaplicy nie zaszedłem, gdybym wcześniej wiedział...
Pisze też Koper pięknie o Lwowie, o tym, że syn zakochał się z miejsca w tym mieście, najwyższy czas tam wreszcie pojechać...
Bardzo ciekawy jest rozdział o Gdańsku, który już w wiekach średnich był dumnym, niezależnym, tętniącym życiem miastem, sporo tam informacji, które mogą być pomocne w zwiedzaniu tej pięknej metropolii.
Kończy się książka dość arbitralnie w 1492 r., roku śmierci wybitnego władcy Kazimierza Jagiellończyka i odkrycia Ameryki.
Książka jest świetnym przykładem popularyzacji historii, która pod piórem Kopera (Kopra!?) jest żywa, ciekawa i niezmiernie zajmująca.