Mój szef, mój As- tytuł można rozumieć dwojako, sama autorka o tym wspomina w dialogu pomiędzy Julką a Marią. Asem możemy nazwać kogoś niesztampowego, oryginalnego, ze swoim specyficznym, dziwacznym stylem. Z drugiej strony As to skrót od Asperger’s syndrome- syndromu na który cierpi Jan.
Jan jaki jest każdy wie, jest poukładany, zapobiegliwy, precyzyjny, szczegółowy, każdy dzień ma rozplanowany co do minuty i nie lubi zmian. Pojawienie się w jego życiu Marii na stałe spowodowało ciągłe zmiany i zawirowania w harmonogramie. Na początku notorycznie wychodzi z niego despota ale jeśli chodzi o pracę to jestem skłonna mu to wybaczyć. Ciężko pracował na to co ma i zależy mu na awansie, na który zresztą też zasłużył.
Maria za to nic się nie zmieniła. Nadal jest tą samą gadułą, bardzo emocjonalną, roztrzepaną gadułą. Coś czuję, że byśmy się dogadały. Jej metafory i zaczepki są po prostu bezbłędne.
Mimo, że wie jak funkcjonuje Jan i że swoje emocje musi mu wytłumaczyć, muszą każdą sprawę przegadać by to drugie zrozumiało intencje to ciągle zdarza jej się na niego złościć, często brakuje tylko tupania nogą (jak w fochu pieciolatki). Oboje mają silne charaktery ale któreś musi być to mądrzejsze 😉 i odpuścić gdy nie warto się kłócić. Nie zmienia to faktu, że ich polubiłam i bardzo im kibicowałam. Mimo, że są zupełnie różni, nadają na zupełnie innych falach to do siebie pasują, uzupełniają się. Maria wprowadza w poukładane życie Jana trochę spontaniczności, a Jan do bałaganu Marii trochę rozsądku i systematyczności. W łóżku z "zimnego jak ryba" Jana wychodzi niegrzeczny 😈 i nie mam tu na myśli zabierania kołdry 🙃 a to wszystko przez Maryśkę.
Gdybym mogła to ojca Jana i rodziców Marii po prostu bym podusiła. Nie dziwię się, że ich nie lubią i nie chcą spędzać czasu w swoich rodzinnych domach. Po prostu nie rozumiem jak można tak mówić o własnym dziecku.
Okazuje się, że Jan potrafi być dla Marii (swojej Marysieńki) rycerzem na białym koniu, potrafi otworzyć się na nowe sytuacje, emocje i nowych ludzi, zaskakuje ją niejednokrotnie. Nadal jest tym samym "sztywnym" Janem tylko, że potrafi wyłapać sarkazm i ironię w głosie Marii, potrafi jej się odpłacić tym samym, ba on nawet żartuje! Jest opiekuńczy, dba o Marię nawet kosztem zakłócenia swojej codziennej rutyny, dla niej chce się przełamać i próbować nowych rzeczy. Skoro pozwolił jej zatrzymać Ramzesa to musi być miłość, no nie ma innej opcji. A zresztą jaki inny facet z takim stoickim spokojem zniósłby taką masakrę z autem? No który? Jan otwiera się na związek z nią i to co w jego małżeństwie było nie do pomyślenia w związku z Marią jest naturalne. Ewidentny brak "stresu oksydacyjnego" pokazuje, że Jan jest naprawdę szczęśliwy u boku Marii.
Kulminacyjny moment to sylwester, niby zakończenie książki ale dla Marii i Jana to nowy początek. Często w życiu planujemy że od nowego roku zmieniamy coś w swoim życiu- oni mogą być pewni, że ich życie się zmieni, że wszystko stanie na głowie i już nie będzie takie samo.